Z raportu Unii Europejskiej wynika, że w Polsce może występować choroba BSE. Do zakażenia mogło dojść poprzez mączkę mięsno - kostną.

Polska w grupie ryzyka

Doradca ministra rolnictwa uważa jednak, że takie sugestie mogą być elementem walki o wielkie pieniądze, na których zależy zachodnim producentom wołowiny. Do tej pory polskie władze sądziły, że pojawienie się choroby w naszym kraju jest bardzo mało prawdopodobne. Rząd podkreślał, że nie wykryto u nas ani jednego przypadku BSE. Mimo to Unia chce nas zaklasyfikować nasz kraj do tzw. trzeciej grupy ryzyka, do której należą kraje, w których bydło jest zarażone ale ponieważ nie robiono tam do tej pory systematycznych testów, nie stwierdzono żadnego przypadku BSE. Na naszą niekorzyść przemawia położenia geograficzne Polski, przede wszystkim sąsiedztwo z krajami w których bydło już choruje. Ponadto, Polska sprowadziła głównie z Niemiec, gdzie zanotowano 22 przypadki BSE, aż milion ton paszy z dodatkiem mączki mięsno-kostnej, która jest uważana za źródło skażenia. Polskie władze twierdzą, że pasza ta służyła do karmienia drobiu i trzody chlewnej. Tłumaczenia te nie przekonują jednak unijnych ekspertów, gdyż nikt w Polsce nie może z całą pewnością powiedzieć, że żaden polski rolnik nie dosypał tej paszy także do karmy dla bydła. Na naszą niekorzyść przemawia także fakt, że importowaliśmy także 20 tysięcy sztuk bydła z Niemiec, Francji i Holandii. Obciąża nas również brak danych na temat importu pasz z lat 80. i początku lat 90., które uważane są z okres największego ryzyka. Jeśli rzeczywiście zostaniemy zaliczeni do krajów, gdzie występuje zagrożenie pojawienia się choroby szalonych krów, już w lipcu będziemy musieli wprowadzić bardzo kosztowne testy na obecność BSE wśród bydła. Będzie to warunek naszego eksportu do krajów Unii, a nawet członkostwa w Piętnastce. Oblicza się, że za testy zapłacimy co najmniej 200 milionów złotych, gdyż zbadać trzeba będzie prawie pół miliona sztuk bydła. Nakłady na dostosowanie się do nowej sytuacji będą musiały ponieść także rzeźnie oraz zakłady utylizacji. Raport unijnych ekspertów zostanie zatwierdzony na najbliższym ich najbliższym spotkaniu 8 i 9 lutego. Raport ma jeszcze dziś znaleźć na biurku Głównego Weterynarza Kraju a oficjalnie ma zostać opublikowany dopiero w marcu.

BSE i wielkie pieniądze

Tymczasem Ministerstwo Rolnictwa przekonuje i zapewnia, że jesteśmy krajem małego ryzyka wystąpienia choroby i że dokładnie wiemy co się stało ze sprowadzoną do Polski mączką mięsno-kostną. Według doradcy ministra rolnictwa Jacka Szymanderskiego nie powinniśmy się bać bo jedynie śladowe ilości maczki trafiły do karmy dla krów: "Możemy być spokojni. Ta mączka, która trafiła do Polski, wiemy co się z nią stało. Było jej dużo, ale były nią karmione świnie i kury. W żywieniu bydła była stosowana dość dawno i w minimalnych ilościach. Od pewnego czasu bydło w ogóle nie jest tym karmione." – powiedział Szymanderski. Poza tym jak przekonuje doradca, w Polsce nigdy nie było zwyczaju karmienia bydła mączką mięsno-kostną. Szymanderski zapewnia również, że bydło sprowadzone do Polski znaleziono i jest pod szczególna kontrolą. Nieoficjalnie mówi się, że opracowując tak niekorzystny raport Unia Europejska ma w tym jakiś interes. „To czego ja się obawiam, to czy przypadkiem ktoś nam takich krów nie podrzuci bo to też jest możliwe. To jest naprawdę świat wielkich pieniędzy” – dodał Szymanderski. A gra toczy się o możliwość sprzedawania naszego zdrowego mięsa i opanowania nowych rynków zbytu. Nikt bowiem nie kupi wołowiny z krajów gdzie stwierdzono BSE. Główny Lekarz Weterynarii Kraju nie chciał komentować niepokojących doniesień z Brukseli na temat raportu dotyczącego występowania choroby szalonych krów w Europie. "Nie będę komentował czegoś czego jeszcze nie ma" - powiedział sieci RMF FM Andrzej Komorowski.

06:40