Wszystko wskazuje na to, że Układ Słoneczny ma jednak 9 planet. Po obniżeniu rangi Plutona i uznaniu go za tak zwaną planetę karłowatą, w naszym układzie pozostało tylko 8 pełnoprawnych planet. Dwaj astronomowie z California Institute of Technology ogłosili jednak, że daleko za orbitą Plutona znaleźli jeszcze jedną planetę. Ma rozmiary nieco mniejsze od Neptuna i po eliptycznej orbicie okrąża Słońce w ciągu co najmniej... 15-20 tysięcy lat.

Konstantin Batygin i Mike Brown z CALTECH twierdzą, że owa planeta została wyrzucona na obrzeża Układu Słonecznego prawdopodobnie już we wczesnym okresie jego rozwoju, około 4,5 miliarda lat temu. Kto wie, może to legendarna Planeta X, której istnienie postulowano już w XIX wieku?

Poszukiwania planety, która miała krążyć poza orbitą Neptuna rozpoczęto po tym, jak obliczenia zaczęły wskazywać na to, że ruch Neptuna ulega szczególnym zaburzeniom. Zanim pod koniec XX wieku udało się stwierdzić, że żadnych takich zaburzeń nie ma, Clyde Tombaugh w 1930 roku odkrył Plutona. Jego masę uznano jednak wtedy za zbyt małą, więc poszukiwano dalej. Z czasem poszukiwania te stały się raczej domeną fantastów, niż naukowców. Trudno się dziwić, że naukowcy z Caltech są przygotowani na to, że ich najnowsze odkrycie także spotka się z dużą dozą sceptycyzmu. Tyle, że - jak twierdzą - od poprzednich, różni je to, że jest prawdziwe. Alessandro Morbidelli z Nice Observatory we Francji, który recenzował ich pracę przed publikacją w "The Astronomical Journal" przyznaje, że ich argumenty są bardzo mocne.

Jak pisze na swej stronie internetowej California Institute of Technology, Batygin i Brown wpadli na ślad nowej planety, obserwując dziwne zachowanie sześciu znanych wcześniej obiektów poza orbitą Neptuna. Ich obliczenia pokazały, że na dziwne, eliptyczne orbity, wychylone pod kątem do płaszczyzny ekliptyki, skierowała je planeta o masie nawet 10-krotnie większej od masy Ziemi.

Planeta ta ma się poruszać także po orbicie nachylonej do płaszczyzny ekliptyki. W chwili największego zbliżenia do Słońca znajduje się siedmiokrotnie dalej, niż Neptun, czyli w odległości około 200 au, gdzie au, czyli jednostka astronomiczna, to około 150 milionów kilometrów. Punkt jej największego oddalenia może sięgać 600, a nawet 1200 au, co każe nam zupełnie na nowo spojrzeć na możliwe rozmiary Układu Słonecznego.

Jeśli ta "Planeta X" faktycznie się tam gdzieś znajduje, kolejne obserwacje orbit innych obiektów powinny owo istnienie potwierdzić. Mike Brown przyznaje jednak, że dopóki planeta nie pojawi się na obrazie z jakiegoś teleskopu, jej istnienie będzie powszechnie traktowane jako hipoteza. Dlatego odkrywcy rezerwują już czas obserwacji teleskopu na Hawajach i zapraszają innych astronomów do udziału w "łowach".

Odkrycie 9 planety Układu Słonecznego może być dla Browna okazją do nadrobienia tego, co kiedyś "zepsuł". To jego odkrycie z 2005 roku, doprowadziło bowiem do odebrania miana planety Plutonowi. Brown odkrył Eris, nieco bardziej masywną od Plutona planetoidę, której istnienie sprowokowało Międzynarodową Unię Kosmiczną do stworzenia nowej klasy obiektów, planet karłowatych. Na ich listę poza Plutonem i Eris trafiły jeszcze Ceres, Haumea i Makemake. Jeśli odkrycie nowego obiektu się potwierdzi, jego rozmiary wykluczają jakiekolwiek kontrowersje, to z pewnością będzie planeta.

Brown i Batygin w szczególny sposób się uzupełniają. Brown to przede wszystkim obserwator, który próbuje wytłumaczyć to, co na niebie jest w stanie zobaczyć. Batygin podchodzi do sprawy z punktu widzenia dynamiki układu i zastanawia się, jaki układ może w danej sytuacji spełniać podstawowe prawa fizyki. obaj przyznają, że bez nieustannego konfrontowania tych dwóch punktów widzenia ich odkrycie nie byłoby możliwe.