Złowrogi wirus będzie paraliżował Internet dłużej, niż zakładano. MyDoom nie pozwoli się wytępić i stanie się plagą, największym atakiem wirusowym wszech czasów - ostrzegają eksperci. Straty już wyniosły 30 mld dolarów.

Robię tylko, co do mnie należy. To nic osobistego. Sorry - brzmi przesłanie autora MyDoom, rozszyfrowane przez producenta programów antywirusowych, firmę F-Secure. Biorąc pod uwagę zablokowanie milionów serwerów na całym świecie, straty finansowe zbliżające się do 30 mld dolarów i wysoki stopień zagrożenia dla systemów komputerowych, brzmi to dość cynicznie.

Eksperci sądzą, że atak MyDoom może mieć znacznie poważniejsze konsekwencje niż atak robaka internetowego Sobig F., który w sierpniu zeszłego roku zainfekował miliony komputerów i - według brytyjskiej firmy mi2g - spowodował straty w wysokości 38,5 mld USD.

Atak wirusa oznacza spowolnienie ruchu w Internecie, zablokowane skrzynki poczty elektronicznej, a w konsekwencji spadek wydajności pracy i konieczność usuwania wirusa z zainfekowanych komputerów.

Wirus instaluje też w zainfekowanych komputerach "tylne drzwi", pozwalając hakerom przejąć zdalną kontrolę. Mogą oni kasować dane, przejmować tajne

informacje, np. numer PIN-u lub hasła dostępu.

Początkowo uważano, że wersja MyDoom.A będzie aktywna do 12 lutego, wersja MyDoom.B do 1 marca. Wczoraj okazało się, że robak nie dokona autodestrukcji, jak wcześniej przypuszczano, ale będzie się rozprzestrzeniał po całym świecie bez ograniczeń.

Na skutek błędu w programie wirusa, kod dezaktywujący MyDoom nie działa - poinformował Marc Blanchard z firmy Kapersky Labs, zajmującej się zabezpieczeniami internetowymi. Dopóki wszystkie zakażone komputery nie zostaną oczyszczone, wirus będzie wciąż się rozsyłał i zakłócenia nie ustaną.

17:30