Mało optymistyczne doniesienia naukowców z USA. Wyniki ich badań wskazują, że... praktycznie każdy może być internetowym trollem. Badacze z Stanford University i Cornell University, piszą w pracy przygotowanej na 2017 Conference on Computer-Supported Cooperative Work and Social Computing, że trolle, których zwykle bardzo nie lubimy, wcale tak bardzo od nas samych się nie różnią.

Mało optymistyczne doniesienia naukowców z USA. Wyniki ich badań wskazują, że... praktycznie każdy może być internetowym trollem. Badacze z Stanford University i Cornell University, piszą w pracy przygotowanej na 2017 Conference on Computer-Supported Cooperative Work and Social Computing, że trolle, których zwykle bardzo nie lubimy, wcale tak bardzo od nas samych się nie różnią.
Zdj. ilustracyjne /Grzegorz Michałowski /PAP

Trolle to w potocznym języku użytkownicy internetu, którzy anonimowo zajmują się publikowaniem drażniących, prowokujących, czy obraźliwych komentarzy, a ich podstawowym celem jest sprawienie przykrości, czy wywołanie oburzenia innych. Wśród osób, które same nie trollują, trolle mają oczywiście jak najgorszą opinię, generalnie uważamy ich za gorszych od nas i nie chcemy mieć z nimi nic wspólnego. Niestety wyniki badań pokazują, że w odpowiednich okolicznościach, stać się trollem może praktycznie każdy.

Chcieliśmy zrozumieć, dlaczego trolling jest obecnie tak powszechny - mówi współautor pracy, Justin Cheng ze Stanford University. Zwykle uważamy, że trolle przejawiają cechy socjopatyczne, czy jednak tylko takie osoby trollują innych? Czy bycie trollem jest odbiciem pewnych naszych cech, czy raczej wynikiem oddziaływania czynników zewnętrznych - dodaje. 

Autorzy pracy poddali badaniom 667 osób, którzy odpowiedzieli na zaproszenie na platformie crowdsourcingowej. Eksperyment składał się z dwóch części. W pierwszej poddawano ich testowi, który zawierał bardzo łatwe lub bardzo trudne pytania. Bezpośrednio po teście uczestnicy, zarówno z grupy z łatwymi pytaniami, jak i z grupy, której przypadły trudne, odpowiadali na pytania kwestionariusza, pomagającego określić stan ich nastroju. Chodziło o ustalenie, czy dominowała u nich złość, zmęczenie, napięcie, czy może stan depresji. Jak można się było spodziewać, osoby, którym przypadł do wykonania trudny test były potem w gorszym nastroju. Wszystkich zaproszono potem do przeczytania w internecie artykułu i zaangażowania się w prowadzoną pod nim dyskusję. Mieli zostawić co najmniej jeden komentarz, ale mogli też poprowadzić szerszą wymianę zdań, lajkować lub oceniać negatywnie inne wpisy. Wszyscy czytali ten sam artykuł, ale w części komentarzowej jedni napotykali neutralną dyskusję a inni trafiali na stronę z trzema komentarzami pochodzącymi od trolli. 

Wpisy pozostawione przez badanych były potem przedmiotem analizy niezależnych ekspertów, którzy posługiwali się kryteriami zgodnymi z tymi, które przyjmują fora dyskusyjne. Za trolling uważano między innymi wpisy zawierające osobiste ataki, czy wulgaryzmy. Okazało się, że takie właśnie komentarze zostawiło pod tekstem 35 procent badanych, którzy przeszli lekki test i napotkali na stronie neutralne komentarze. W przypadku osób, które przeszły trudny test, albo widziało na forum trollujace komentarze liczba ta rosła do 50 procent, a w przypadku tych, którzy przeszli i jedno i drugie, nawet do 68 procent. Wyraźnie widać, że stan rozdrażnienia i prowokacja na samym forum wystarczają, by ryzyko, że sami staniemy się trollami rosło blisko dwukrotnie.

By odnieść te wnioski do rzeczywistości, autorzy pracy przeanalizowali dane z forów dyskusyjnych strony telewizji CNN z 2012 roku. W tym czasie 1158947 użytkowników wzięło tam udział w 200576 dyskusji i pozostawiło w sumie 26552104 wpisów. Za wpisy trolli uznawano te, które zostały wskazane do usunięcia przez innych użytkowników. Okazało się, że liczba takich wpisów rośnie w czasie, kiedy ogólnie wiadomo, że nastrój mamy gorszy, czyli późno wieczorem i na początku tygodnia. Dodatkowym "czynnikiem ryzyka" było usunięcie posta. Ryzyko, że dany użytkownik opublikuje kolejny taki wpis, po usunięciu poprzedniego znacznie rosło.

Mamy tu swoistą spiralę negatywnych emocji - mówi współautor pracy, prof. Jure Leskovec ze Stanford University. Jedna osoba, która wstanie lewą nogą potrafi być iskrą, która uruchomi całą serię agresywnych zachowań. Złe rozmowy prowadzą do kolejnych złych rozmów, a ci, których inni chcą wyeliminować, reagują jeszcze większą złością - dodaje.

Czy można coś na to poradzić? Autorzy pracy zwracają przede wszystkim na potrzebę samokontroli. Ale wyniki ich analiz wskazują, że administratorzy stron i forów dyskusyjnych mogą podjąć pewne działania zmniejszające ryzyko, że dyskusja wymknie się spod kontroli. Pierwsze, to choćby wprowadzenie czasu na ochłonięcie, czyli zablokowanie na pewien czas po usunięciu wpisu możliwości zamieszczania kolejnych. Drugi, nieco bardziej subtelny to tak zwany "shadow banning", czyli blokowanie widoczności wpisu dla wszystkich... Poza samym jego autorem. Wszystko to może pomóc cywilizować internetowe dyskusje.