Niemal z cudem graniczy w Białymstoku dostanie się do niektórych specjalistów. Powodem oczywiście jest brak pieniędzy. Dyrekcja szpitala zagroziła więc oddziałowi NFZ, że albo dostanie pieniądze za ponadlimitowe wizyty, albo wypowie Funduszowi umowę.

Droga do białostockich specjalistów to istna droga przez mękę. Nawet jeśli pacjent cierpliwie odczeka swoją kolejkę – w przypadku wizyty u kardiochirurga to co najmniej pół roku – i zgłosi się do specjalisty może się okazać, że nie zostanie przyjęty, bo właśnie się wyczerpał się limit wizyt. Będzie musiał czekać do przyszłego roku...

Taką sytuację sprowokował sam Narodowy Fundusz Zdrowia – przyznaje

Jerzy Kamiński dyrektor Państwowego Szpitala Klinicznego. Płatnik prosił nas, niemalże żądał, abyśmy zwiększyli dostępność do świadczeń specjalistycznych, żeby ta droga pacjenta do tych świadczeń była krótsza. Myśmy to zobowiązanie wykonali, przyszło do płacenia – okazało się, że pieniędzy nie ma - tłumaczy Kamiński. Dlatego dyrekcja zażądała od NFZ dodatkowych 400 tys. złotych.

Jednak dyrektor białostockiego oddziału NFZ Adam Króluta ma inne priorytety Chcemy, żeby szpital dostał wszystkie pieniądze, które ma w umowach, dopiero potem – jeśli coś zostanie w kasie – będzie można pomyśleć o wypłaceniu środków.

Ale na to raczej nie ma co liczyć...

13:30