5 maja 2000. Trzęsienia ziemi, kilkusetmetrowe fale na oceanach, ruchy pokrywy lodowej, huragany... Tak miała wyglądać Ziemia tego dnia. Tymczasem 5 maja trwa, za oknem świeci słońce i...nic się nie dzieje. Skąd więc te apokaliptyczne doniesienia?

Dziś naukowcy zapewniają, że nie ma żadnych podstaw, by twierdzić, że koniec świata jest bliski. Odległość od Ziemi do tych wszystkich planet jest po prostu zbyt wielka, by ich grawitacja, pola magnetyczne czy promieniowanie sięgało naszej planety. Mało tego - nawet nie będziemy w stanie zobaczyć tego zjawiska, ponieważ wszystkie planety będą oddzielone od Ziemi słońcem! I ono jest naszą dodatkową osłoną - zmniejszy ich wpływ na Ziemię do minimum. Ponadto połączone siły grawitacyjne tych planet mają znacznie mniejszy wpływ na Ziemię, niż działanie choćby naszego księżyca czy słońca.

Takie spotkanie między - planetarne to nic szczególnego, ani magicznego. W zależności od tego, jak ściśle definiujemy ułożenie planet ,,w jednej linii" (a dziś ich odchylenie sięga do ok.20 stopni), to 6 najbliższych słońcu planet ustawia się w ten sposób co 50 do 100 lat! W przeszłości takie ustawienia kończyły się bez specjalnych konsekwencji dla ludzi... miały jedynie wpływ na naszą... wyobraźnię ;). Na przykład 4 lutego 1962 roku słońce, księżyc i wszystkie planety od Merkurego zaczynając a na Saturnie kończąc były skupione blisko siebie, a na dokładkę było wtedy całkowite zaćmienie słońca! I co? I nic...! Nie było trzęsień ziemi, powodzi, rozpadającej się na pół Ziemi....

...I dlatego zamiast bać się Majowej Apokalipsy , lepiej po prostu świętować ten dzień. W wielu miejscach świata (którego końca nie widać) odbywają się dziś festyny, które mają uczcić ,,The Great Alignment"...