"To jest świat, który ma coś wspólnego z Polską, chociażby sam fakt pojawienia się na kartach książki CBA, CBŚ, policji czy Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Natomiast same motywacje czy procedury działania tych służb to są rzeczy, które wymyśliłem" - mówi Marcin Ciszewski w rozmowie z Bogdanem Zalewskim.

Autor bestsellerowych książek sensacyjnych napisał nowy thriller zatytułowany "Wiatr". Akcja szpiegowsko-kryminalnej powieści toczy się na Kasprowym Wierchu w noc sylwestrową. Agenci pod przykryciem, zaawansowane technologie wojskowe, mrożąca krew w żyłach podróż górską kolejką, dynamiczne sceny strzelanin i pościgów na nartach - amatorzy mocnych fabuł znajdą tu dla siebie wiele atrakcji.  

Bogdan Zalewski: Muszę się z czegoś zwierzyć. Z takimi wywiadami jak ten dziennikarz ma pewien problem. To trochę slalom gigant. Muszę omijać wszelkie aluzje do fabuły, żeby nie zdradzić jej elementów. Zgodzi się pan ze mną?

Marcin Ciszewski: Tak, rzeczywiście. Będziemy rozmawiali o książce nieco enigmatycznie, jak sądzę. Ponieważ nie jest naszą intencją, moją i pana również - mam nadzieję- zdradzanie fabuły, a zwłaszcza zakończenia. Nie lubimy...

Spoilerów?

Nie lubimy takich ludzi, którzy zaczynają opowiadanie jakiejś historii od pointy. Proszę pytać i spróbujemy to jakoś opowiedzieć.      

Pewnych szczegółów jednak nie uniknę. Zacznijmy może od tego tytułowego wiatru. W powieści jest bardzo przenikliwy. Postaram się być równie przenikliwy jak on. Taki tatrzański wicher kojarzy mi się ze słynną przedwojenną powieścią Michała Choromańskiego "Zazdrość i medycyna". Pozazdrościł pan Choromańskiemu i postanowił pan napisać własną zakopiańską powieść z dreszczykiem?

Wybór miejsca nie jest przypadkowy. O miejscu akcji zaraz powiem. Natomiast jeżeli chodzi o tytuł, to jest kolejny z żywiołów w moim cyklu, którego dwa tomy się już ukazały, mianowicie: "Mróz" i "Upał". "Wiatr" jest trzecią odsłoną przygód tych samych bohaterów. Trzecią chronologicznie, chociaż jeśli chodzi o usytuowanie akcji jest w pewnym sensie prequelem "Mrozu", ponieważ opisuje wydarzenia, które miały miejsce rok wcześniej. Jeżeli chodzi o sam wybór miejsca - akcja dzieje się w Zakopanem, a precyzyjnie mówiąc na Kasprowym Wierchu, na słynnym naszym szczycie narciarskim, na naszej chlubie.

Zaraz przejdziemy do Kasprowego Wierchu. Najpierw chciałbym zapytać o tę trylogię, o tę pana triadę powieściową. Żywiołów było cztery, przynajmniej w greckiej mitologii elementów. Czy będzie jakiś czwarty tom?

Tak. Niekoniecznie zgodny z tą mitologią. Zatytułowany "Deszcz". Na razie to jest ostatnia część, którą mam przemyślaną i do której mam napisany konspekt. Jej wydarzenia będą miały miejsce po zdarzeniach z "Upału", czyli po Euro 2012. Gdzieś mi po głowie krąży zarys pomysłu na piątą część zatytułowaną "Mgła".

A więc piąty element.

Być może będzie piąty. Aczkolwiek niczego nie chcę obiecywać w tej chwili, ponieważ nie jest to sprecyzowana historia, a zaczątek pomysłu. Na razie możemy umówić się, że trzeci tom wyszedł właśnie w tej chwili, a czwarty w bliżej nieokreślonej przyszłości powstanie i - mam nadzieje - zostanie zaprezentowany czytelnikom.         

Przeczytałem, że pana żona pomagała Panu z gwarą góralską. Na czym ta pomoc polegała?  

Moja żona jest życzliwym duchem mojego pisania i pomaga mi od dziewięciu książek. Zawsze mnie mobilizuje do cięższej pracy. Analizuje tekst pod kątem redaktorskim i strukturalnym. Żona jest rodowitą warszawianką, więc nie mogła służyć pomocą merytoryczną. Natomiast zmusiła mnie do tego, żebym spowodował, aby Górale - rodowici Zakopiańczycy - mówili między sobą gwarą. Z pomocą przyszedł mi pracownik naukowy Uniwersytetu Jagiellońskiego, dzięki uprzejmości mojego wydawnictwa. "Znak" poprosił o konsultacje językowe owego specjalistę, któremu bardzo dziękuję za pomoc. Nadał on temu, co ja napisałem, czyli wersji warszawskiej, charakter gwary góralskiej.

No i teraz pan może mówić, że na góralszczyźnie "kapke sie znom".

Znomy się i momy nadzieje, ze to bydzie pikne.       

Wspomniałem Choromańskiego. On bardziej eksperymentował z formą niż pan. Jego naśladowców nazywano zresztą "choromaniakami". Pana powieść jest realistyczna. Do bólu. Pełno w niej fachowych opisów - a to dotyczących pracy spec-służb, a to ratownictwa górskiego i narciarstwa wysokogórskiego. Ile z tych szczegółów to wynik pana wiedzy życiowej, a ile pomocy ekspertów? Pan już wspomniał o jednym. Ja myślę też o innym - doktorze Krzysztofie Liedelu.

Krzysztof Liedel jest człowiekiem, z którym współpracuję od trzech książek. Jedną napisaliśmy wspólnie. "Gliniarz" to nie jest powieść, tylko paradokumentalna opowiastka o życiu małomiasteczkowego policjanta z lat dziewięćdziesiątych. Krzysztof jest ekspertem od wszelkiego rodzaju zagrożeń związanych z szeroko rozumianym terroryzmem i zwalczaniem terroryzmu.

Często gościmy go na naszej antenie.

Właśnie. On dość dużo opowiada i barwnie. My przyjaźnimy się w tej chwili. Dość często korzystałem z jego pomocy. Przy czym to jest tak, że Krzysztof niczego nie wymyśla, tylko ja "odbijam" od jego wiedzy różne moje pomysły. Oglądamy je po prostu w świetle tej wiedzy i patrzymy, czy one mają sens, czy go nie mają. Tutaj muszę zrobić jedno dość poważne zastrzeżenie. O ile ja staram się trzymać blisko realiów, jeżeli chodzi, powiedzmy, o zjeżdżanie na nartach, techniki ratownictwa wysokogórskiego, czy broń, to w przypadku zasad działania służb ani nie staram się, ani nawet nie widzę powodu, żeby to było bliskie rzeczywistości. Po pierwsze uważam, że nie jest konieczne, żeby opisywać z detalami prawdziwą pracę służb, bo im ciszej o tym, tym lepiej dla nas wszystkich. A po drugie to nie ma znaczenia, nie ma specjalnego sensu z punktu widzenia konstrukcji. W powieści potrzebne jest to, co jest konieczne dla fabuły i dla samego rozwoju historii. Nie jest konieczny wymóg, żeby to było zgodne z rzeczywistością.

A propos spec-służb obecnych na kartach powieści, działają w niej i polskie Centralne Biuro Śledcze i izraelski Mossad. Chciałbym pana dopytać o pewien wewnętrzny monolog. Jeden z pańskich bohaterów, zresztą o pięknym podhalańskim nazwisku Krzeptowski, ma taką opinię o Centralnym Biurze Antykorupcyjnym.  "Krzeptowski jak większość policjantów uważał CBA za coś w rodzaju dobrze płatnej synekury dla starszych wiekiem funkcjonariuszy i nie miał wielkiego szacunku dla osiągnięć tworzących biuro ludzi. Chciałby, by działania tego elitarnego biura były równie skuteczne, jak otaczająca je propaganda". Krzeptowski to tutaj pana porte parole? Przemycił pan tu aluzję do własnej oceny CBA?         

Absolutnie nie. W ogóle nie należy tego czytać w ten sposób. Proszę zwrócić uwagę, że pod koniec powieści Krzeptowski jednak z tymi funkcjonariuszami CBA współpracuje, czyli jednak działalność tego biura uważa za sensowną. Ja absolutnie uciekam jak najdalej od ocen bieżących czy komentowania bieżącej polityki, bo to moim zdaniem nie ma najmniejszego sensu. To jest pewien wyidealizowany czy wymyślony świat, który ma coś wspólnego z Polską, z rzeczywistością, chociażby sam fakt pojawienia się na kartach książki CBA, CBŚ, policji, czy Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Natomiast same motywacje, czy procedury działania, modus operandi tych służb to są rzeczy, które ja wymyśliłem i mówię to otwarcie. Tego nie można traktować jak mojego komentarza. Krzeptowski po prostu wyraża opinię części policjantów, którzy patrzą na taką służbę.

Z dystansem...

Tak. Ponieważ na przykład są tam po prostu lepsze pensje. CBA jest służbą dość odizolowaną od innych z powodów oczywistych, bo to wynika z jej funkcji.

To może zostawmy politykę, zostawmy policję. Skupmy się na walorach artystycznych. Mam jeszcze jedno skojarzenie oprócz literackiego. Moim skromnym zdaniem "Wiatr" to mógłby być hit kinowy. Ta kolejka linowa na Kasprowy i mrożące krew w żyłach sytuacje mogłyby być takim polskim "Tylko dla Orłów".  Myśli pan o filmowej adaptacji swojej powieści?

Wie pan co... bardzo myślę.  Natomiast ruch nie do mnie należy. Ja zaprezentowałem pewien pomysł. Jeżeli wierzymy w to, że w Polsce istnieje rynek producencko-reżyserski, to ja coś zaproponowałem, a teraz od tego, umownie rzecz nazywając, rynku filmowo-serialowego zależą dalsze kroki. Ja mogę tylko opowiadać dobre historie. To troszkę tak, jak zawodnicy, np. piłkarze, mówią: "ja mogę tylko ciężko trenować i dobrze grać, a czy mnie trener powoła czy nie, to już nie ode mnie zależy".

To pomówmy jeszcze o innym "treningu". Powieść "Wiatr" - co może zainteresować, co bardziej zmysłowe czytelniczki i lubiących literacką erotykę czytelników - jest pełna pikantnych momentów i dialogów. Mam pytanie warsztatowe. Świadomie pan stosuje takie chwyty? Robi pan to na zimno, z wyrachowania?  Czy po prostu lubi pan tworzyć takie powieściowe damsko-męskie relacje?

Chodzi Panu o relacje głównych bohaterów np. głównego bohatera z żoną, tak?

Tak jest.

To jest rzecz, która jest jednocześnie łatwa do opowiedzenia i dość trudna. Łatwa w tym znaczeniu, że każdy z nas wychwytuje z otaczającej go rzeczywistości jakieś informacje, chociażby obserwuje swoich znajomych, prawda? Przychodzą do pana znajomi na kolację, jakieś małżeństwo, które ze sobą rozmawia, w jakiś sposób się do siebie odnosi...

Jakieś małżeństwo? Czy też chciałby pan w tym momencie pozdrowić żonę?

Mogę pozdrowić żonę, oczywiście. Kasiu, pozdrawiam Cię. Natomiast to nie jest moje małżeństwo niewątpliwie, żeby to było jasne. Autor zawsze coś przetwarza. Jeżeli jest bardziej kreatywny, to przetwarza to lepiej. Jeżeli jest mniej kreatywny, to przetwarza to bardziej wprost. Ja gdzieś tam z różnych moich doświadczeń, doświadczeń moich znajomych, wyfiltrowałem sobie po prostu takie relacje. Ci ludzie rzeczywiście rozmawiają między sobą tak, jak rozmawiają, ale to jest raczej moja intuicja, a nie wynik pewnych, matematycznych założeń. Ja wymyślając bohaterów dałem im pewien taki pakiet inicjacyjny, a oni po tym zaczęli żyć własnym życiem. Te relacje małżeńskie pomiędzy głównymi bohaterami tak się układają jak logika fabuły tego po prostu żąda. To raczej z tego wynika. W ogóle postacie w moich książkach generalnie są tak konstruowane, żeby po tym, nazwijmy to, ‘kick-starterze' dawać im autonomię, żeby one już trochę żyły swoim życiem. Śmieję się, że często nie mam na to wpływu, co one mówią i robią.

Niech ten nasz wywiad będzie taką inicjacja, takim 'kick-starterem', rozrusznikiem, a reszta zależy już od czytelników. Dziękuję panu serdecznie za tę rozmowę.

Dziękuję również.