Na ekrany amerykańskich kin wszedł „Crash” Paula Haggisa – film o rasizmie we współczesnym Los Angeles. Film po kilku dniach wyświetlania okrzyknięto wydarzeniem i być może jednym z najlepszych filmów roku.

Prowokujący i hipnotyzujący - piszą amerykańscy krytycy i trudno odmówić im racji. W wieloetnicznej Ameryce rasizm wciąż jest problemem. Rasizm białych wobec czarnych oglądaliśmy na ekranach kin setki razy. W filmie „Crash” jest też rasizm: azjatów wobec latynosów, latynosów wobec czarnych i we wszystkich innych możliwych konfiguracjach. Film „Crash” obejrzał w Waszyngtonie nasz korespondent Jan Mikruta:

Bohaterami filmu jest kilka osób: gospodyni domowa i jej mąż prokurator, dwaj policjanci-kochankowie, właściciel sklepu z Iranu, dwóch złodziei samochodów, czarnoskóry dyrektor telewizyjny i jego żona, ślusarz z Meksyku, dwoje Koreańczyków. Pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego - różnią się klasą społeczną, rasą, przekonaniami, religią.

Łączy ich Los Angeles, a ich drogi życiowe zejdą się w ciągu 36 godzin. Pewnego dnia przy drodze zostaje odkryte ciało zamordowanego mężczyzny. Aby odkryć kto jest mordercą, akcja filmu cofa się o 24 godziny, śledząc działania bohaterów, którzy mogą być zamieszani w tę zbrodnie... Z filmu wypływa jasne przesłanie: skoro niewiele wiemy o sobie i nie jesteśmy w stanie poznać siebie do końca, zawsze w kontaktach z innymi będziemy opierać się na stereotypach i uprzedzeniach.