W Indianoli w stanie Missisipi pożegnano BB Kinga. Król bluesa zmarł 14 maja. Miał 89 lat.

Na uroczystości pożegnania muzyka pojawiła się rodzina oraz setki fanów.

Pogrzeb odbył się w sanktuarium Bell Grove, należącym do kościoła baptystów. Dwieście osób musiało stać w czasie mszy przed budynkiem, ponieważ w środku nie było już miejsca. Transmisję z pogrzebu oglądano jednak na wystawionych ekranach.

Zobacz również:

Tony Coleman, perkusista, który grał z BB Kingiem od 37 lat, powiedział, że bluesman nigdy nie mówił o sobie "król bluesa". W ten sposób był nazywany tylko przez innych.

Specjalny list, który został odczytany w czasie uroczystości, wysłał prezydent USA Barack Obama.

"Blues stracił króla, a Ameryka - legendę" - napisał prezydent. "Nikt nie pracował ciężej niż BB King. Nikt nie zrobił więcej, żeby głosić bluesowy gospel, który zostaje w głowie, popycha do przodu, skłania do rzeczy, których prawdopodobnie nie powinieneś robić - ale jeśli robisz, nie żałujesz" - napisał Obama.

"BB King odszedł, ale jego emocje będą nam towarzyszyć zawsze. I zapowiada się, że w niebie będzie dziś wieczorem zabójcza sesja bluesa" - podsumował.

Legenda

Kariera B.B. Kinga nabrała tempa w latach 60. wraz z pierwszym wielkim przebojem "The Thrill Is Gone". Zasłynął tym, że wyprowadził bluesa z knajpek dla Afroamerykanów wprost do muzycznego mainstreamu, inspirując całe pokolenie gitarzystów rockowych i bluesowych, od Erica Claptona po Stevie'ego Ray Vaughana.

W 2003 roku magazyn muzyczny "Rolling Stone" umieścił go na trzecim miejscu 100 najlepszych gitarzystów wszech czasów, za Jimim Hendriksem i Duane'em Allmanem.   

B.B. King nagrał około stu albumów, zdobył 15 nagród Grammy, a 30 razy był nominowany.

(abs)