„Mieliśmy przyjemność przerzucenia się w świat bajkowy. Przez dwa miesiące żyliśmy takim nierealnym, odjechanym życiem. Jak patrzę na to z perspektywy czasu - to był kosmos” – mówi o pracy nad filmem „Disco polo” Dawid Ogrodnik, odtwórca jednej z głównych ról. „Były bardzo duże obawy. Scenariusz jest mocno wykręcony - pozytywnie. Zastanawiałem się, czy to ma sens, czy to będzie mieć ręce i nogi”- przyznaje w rozmowie z dziennikarką RMF FM Katarzyną Sobiechowską-Szuchtą.

Katarzyna Sobiechowska-Szuchta, RMF FM: Spotykamy się z okazji premiery filmu, który 27 lutego wchodzi do kin. "Disco polo" to przez wielu bardzo oczekiwany obraz. Przez tych, którzy lubią ten rodzaj muzyki, bo chcą go po prostu zobaczyć, a przez innych - bo chcą zobaczyć, jak poradziliście sobie z tym tematem. Bo co by nie mówić, temat to pewien fenomen. Jak dostałeś scenariusz, którego współautorem jest Mateusz Kościukiewicz i go przeczytałeś to od razu pomyślałeś: "wchodzę w to"?

Dawid Ogrodnik: Nie, absolutnie nie było tak, że od razu pomyślałem, że wezmę w tym udział.  Była weryfikacja danych reżysera. Co zrobił, jakie filmy popełnił...

Wypadło na plus?

To jest jego debiut fabularny, więc na plus nie mogło wypaść. Jedyne, co wypadło na plus to jego dokumenty. Zresztą jego "Milion szczęśliwych ludzi" to opowieść o disco polo, a dokładnie o zespole Bayer Full.

Czyli facet zgłębił temat.

Jednym słowem: zgłębił temat. Ale to nie było żadną wytyczną, że potrafi robić film. Były bardzo duże obawy.  A druga obawa to sam scenariusz - jest mocno wykręcony. Pozytywnie. Zastanawiałem się, czy to ma sens, czy to będzie mieć ręce i nogi. Takie wahania trwały dosyć długo, aż do spotkania z Maciejem, a potem z innymi aktorami: Asią Kulig, Piotrkiem Głowackim, Tomkiem Kotem. Wcześniej był casting. Rok temu na niego pojechałem. Wówczas to nie doszło do skutku, bo zrezygnowałem. Ale po roku ten temat wrócił i się udało.

Czy kolorowa atmosfera była również na planie?

Ten scenariusz jest tak pokolorowany przez  Bochniaka i Kościukiewicza, że byłoby dziwne, gdyby się to nie przeniosło w realia i w tworzywo, które robiliśmy. Poza tym dziewczyny z kostiumów zrobiły niesamowitą robotę. Do tego scenografia. Mieliśmy przyjemność przerzucenia się w świat bajkowy. Przez dwa miesiące żyliśmy takim nierealnym, odjechanym życiem. Jak patrzę na to z perspektywy czasu - to był kosmos.

Podobno ludzie dzielą się na tych, którzy przyznają się do tego, że słuchają disco polo i tych, co się do tego nie przyznają. Nie wiem, ile w tym jest prawdy. Ale jak myślisz, na czym polega fenomen tej muzyki. Ci, którzy grają i ci, którzy słuchają to jest ogromna rzesza ludzi.

Na pewno fenomen bierze się z korzeni tej muzyki - ludowości, z muzyki ludycznej. Dominujący bit na raz, dwa, trzy, cztery w muzyce disco polo bije w rytm serca, nóżka sama skacze nawet jak się za tą muzyką nie przepada. Myślę, że z tego to wynika. Z doświadczeń lat 90. Ludzie zbierali się w większe grupy, więcej byli ze sobą. Świat cyfrowy nie był tak obecny w naszej kulturze, wymagało to większych spotkań, większego organizowania - ta muzyka temu sprzyjała. W latach 90. każdy słuchał, czy chciał czy nie chciał.

Ci, którzy pamiętają ciebie z roli "Jesteś bogiem" i ci, którzy pamiętają ciebie z roli też muzycznej  w "Idzie", mogą być zaskoczeni, jak kolorowy może być twój bohater, jak inny w stylistyce. Ta różnorodność ról, którą ty masz - mam wrażenie, że jest w tym duża konsekwencja. Czy do Ciebie trafiają różne scenariusze, a ty mówisz - ok, gram; czy też szukasz ról, które są tak troszkę na biegunach, bo to jest ciekawe wyzwanie?

Raczej szukam scenariuszy, które są na biegunach. Czegoś, czego nigdy nie dotknąłem, nie miałem szansy sprawdzić, czy mogę taki być. Niewątpliwie scenariusz Maćka taki był. Dochodzenie do tej postaci było trudne. Ja taki nie jestem jak mój bohater i mocno się z tym męczyliśmy. Takie scenariusze przychodzą. Jak się część odrzuca, nie wybiera się z ich powodu pieniędzy, tylko się je analizuje, patrzy się, jaki jest potencjał, jaki reżyser, co ewentualnie można dać od siebie do scenariusza... Jeśli tego nie ma, to ja nie jestem w stanie takich scenariuszy zaakceptować. Nie jestem w stanie ich dobrze zagrać; w ogóle nie jestem w stanie zagrać.

Tak się złożyło, że masz na swoim koncie trzy role z muzyką w tle - bardzo różną muzyką - i w związku z tym są to też bardzo różne role w trzech kompletnie różnych filmach. Ale takim uzupełnieniem tej całości, tak jak patrzą na ciebie widzowie - i teatralni, i filmowi - są twoje dwie bardzo trudne fizycznie role: "Chce się żyć" i w "Nietoperzu" - twoja fantastyczna rola teatralna. Rozumiem, że to też taki kierunek, który cię nie przeraża: przekraczanie granic swojej fizyczności.

Nie przeraża i przeraża. Nie przeraża mnie, zanim się czegoś nie podejmę. Przerażają potem konsekwencje, jak się mam zabrać za coś, co znowu ma przekroczyć moje ograniczenia cielesne. Kolejne przekroczenie już nie jest takie łatwe. Nie jest takie łatwe, bo masz w pamięci tamto poprzednie...Tak się zmobilizować, skoncentrować, nastawić, aby dojść do tego wyobrażenia, które się nosi w głowie, to jest już cholernie ciężkie.