Dowódca tajlandzkiej armii generał Prayuth Chan-ocha oświadczył w telewizyjnym wystąpieniu, że wojsko odsunęło rząd od władzy i przejęło kontrolę nad krajem. Armia zawiesiła konstytucję i wprowadziła godzinę policyjną.

Siły zbrojne "przejmują władzę począwszy od 22 maja od godziny 16:30 (9:30 czasu polskiego), żeby kraj przywrócić do stanu normalności" - tłumaczył generał w wystąpieniu telewizyjnym. Zaapelował, by wszyscy Tajlandczycy zachowali spokój, a urzędnicy państwowi normalnie wykonywali swoje obowiązki.

Zapowiedział, że armia przywróci porządek i stabilizację i będzie naciskała na przeprowadzenie reform politycznych w kraju, który od kilku miesięcy pogrążony jest kryzysie. Zastrzegł, że w następstwie przejęcia władzy nie ucierpią międzynarodowe stosunki Tajlandii.

Jak ogłosił w telewizji zastępca rzecznika armii Winthai Suvaree, wojsko zawiesiło obowiązywanie konstytucji. Poinformowano, że na czele państwa stanął generał Prayuth, który będzie przewodniczył radzie wojskowej.

Oświadczenie polskiego MSZ w związku z przewrotem wojskowym w Tajlandii:

Polska wyraża zaniepokojenie z powodu rozwoju konfliktu w Tajlandii i przejęcia władzy przez wojsko. Niezmiennie stoimy po stronie zasad demokracji, rządów prawa i wolności obywatelskich i wyrażamy nadzieję, że wszelkie decyzje zmierzające do ich ograniczenia zostaną jak najszybciej cofnięte.

Apelujemy do wszystkich uczestników procesu politycznego w Tajlandii, a w szczególności do sprawującej obecnie władzę armii, o unikanie dalszej eskalacji konfliktu oraz o jak najszybszy powrót na drogę demokracji. Opierając się na polskich doświadczeniach transformacyjnych sprzed 25 lat uznajemy, że tylko dialog i porozumienie mogą przynieść trwałe rozwiązania polityczne.

Armia nakazała również, by "wszystkie stacje radiowe i telewizyjne, satelitarne i kablowe zaprzestały nadawania swych programów i aż do odwołania emitowały wyłącznie materiały sił zbrojnych". Zakazano zgromadzeń o charakterze politycznym z udziałem więcej niż pięciu osób - w przypadku złamania zakazu grozi rok więzienia.

Senat - wyższa izba tajlandzkiego parlamentu - i sądy mają funkcjonować normalnie. Izba Reprezentantów została rozwiązana w grudniu 2013 roku przez ówczesną premier Yingluck Shinawatrę.

We wtorek - po wielu miesiącach antyrządowych protestów, w których zginęło 28 osób, a setki zostały ranne - armia zdecydowała się na wprowadzenie stanu wojennego, głównie w Bangkoku.

Kryzys w Tajlandii pogłębił się, gdy na początku maja Trybunał Konstytucyjny usunął ze stanowiska oskarżaną o nepotyzm premier Yingluck i dziewięciu jej ministrów. Nie zadowoliło to demonstrantów, gdyż szefową rządu zastąpił inny polityk z rządzącej Partii dla Tajów (PdT), Niwattumrong Boonsongpaisan. Antyrządowi demonstranci zażądali dymisji reszty gabinetu.

Tuż po ostatnich doniesieniach na temat puczu na ulice Bangkoku wyszli zarówno przeciwnicy, jak i zwolennicy rządu. Wojsko nakazało rozejść się ludziom z obu rywalizujących ze sobą obozów.

Do zwolenników rządu, tzw. "czerwonych koszul", przemówił ich przywódca Jatuporn Prompan. Będziecie walczyć czy nie będziecie? Nigdzie nie odejdziemy. Nie panikujcie, ponieważ spodziewaliśmy się tego, co się stało - nawoływał.

Agencja Reutera pisze, że prorządowi manifestanci w większości opuścili miejsce wiecu na zachodnich obrzeżach Bangkoku. Z kolei antyrządowi demonstranci zdają się nie opuszczać centrum stolicy.

Stronnicy byłego premiera Thaksina Shinawatry (2001-2006), brata Yingluck, ostrzegają jednak, że wytrwają nawet po przejęciu władzy przez armię. Thaksin Shinawatra został usunięty z urzędu w wyniku zamachu stanu przeprowadzonego przez wojskowych, zarzucających mu korupcję i nepotyzm. W 2008 roku został skazany zaocznie na dwa lata więzienia pod zarzutem "konfliktu interesów" i nadużycia władzy. Obecnie przebywa na emigracji.

Yingluck była postrzegana jako reprezentantka interesów brata, który za jej pośrednictwem wywierał wpływ na politykę rządu.

(j., edbie)