Ratownicy wydobyli w poniedziałek kolejne osoby z zalanej jaskini w północnej Tajlandii - informuje Reuters, powołując się na świadka. Na powierzchni jest już osiem osób. Wyniesiono je na noszach. Akcję ratunkową tymczasowo przerwano. W niedzielę z zalanej jaskini wydobyto czterech chłopców. W jaskini wciąż pozostaje pięć osób.

W drugiej fazie akcji udział biorą ci sami nurkowie, którzy dzień wcześniej zdołali wyprowadzić na świat czterech z 12 uwięzionych w jaskini chłopców. Nurkowie muszą ponadto rozmieścić więcej butli ze sprężonym powietrzem wzdłuż wytyczonej trasy prowadzącej na zewnątrz, co może zająć kilka godzin.

Szef MSW Tajlandii Anupong Paojinda powiedział, że czterej chłopcy uratowani w niedzielę są w dobrym stanie, ale zostaną poddani szczegółowym badaniom w szpitalu.

Jak podały lokalne media, rodziny uratowanych dzieci wciąż czekają, by się z nimi zobaczyć; władze poleciły im, by były w gotowości. Ósme piętro szpitala w mieście Chiang Rai, na którym umieszczono chłopców, jest strzeżone przez policję.

Codziennie oglądam wiadomości. Boje się o nich jak o własne dzieci. Mam nadzieję, że wszyscy wyjdą bezpiecznie na zewnątrz - mówi mieszkanka miasta Chiang Rai.

Czterech chłopców czuje się dobrze. Trafili do szpitala w Chiang Rai. Dziś rano mówili że są głodni, poprosili o ryż z mięsem. Cały czas są trzymani z dala od rodziców ze względu na ryzyko infekcji - mówił dowodzący akcją ratunkową. 

W nocy z niedzieli na poniedziałek na północy Tajlandii padały ulewne deszcze i nie wiadomo, jak wpłynie to na warunki w zalanej jaskini. W poniedziałek rano opadu ustały, ale niebo było zachmurzone; krajowa służba meteorologiczna na 60 proc. oceniła prawdopodobieństwo wystąpienia deszczu w poniedziałek oraz przestrzegła przed burzami z piorunami w kolejnych dniach. Niekorzystne prognozy oznaczają, że nurkowie będą musieli w miarę możliwości przyspieszyć całą akcję.

W operacji wydobywania dzieci z jaskini uczestniczy 90 nurków, w tym 50 zagranicznych.

Jak pisze BBC na swoim portalu, trasa wiodąca od miejsca w jaskini, w którym schronili się chłopcy ze swoim opiekunem, do wyjścia liczy kilka kilometrów i jest trudna nawet dla doświadczonych nurków. Pokonując tę drogę, chłopcy i ratownicy muszą na zmianę iść, wspinać się, brodzić i nurkować, utrzymując kierunek dzięki rozmieszczonym w wodzie linom. Za najtrudniejszy odcinek uchodzi przewężenie jaskini mniej więcej w połowie trasy, tak wąskie, że nurkowie muszą zdejmować tu swoje zbiorniki ze sprężonym powietrzem.

12 chłopców w wieku od 11 do 16 lat z jednej drużyny piłkarskiej i ich 25-letni trener weszli 23 czerwca do jaskini Tham Luang Nang Non w prowincji Chiang Rai na północy Tajlandii, gdzie zostali odcięci od świata przez ulewne deszcze. Kompleks jaskiń ciągnie się tam przez kilka kilometrów, przejścia są wąskie, a w porze deszczowej często zalewa je woda.

Zaginionych w jaskini odnaleziono żywych 2 lipca, po dziewięciu dniach poszukiwań. Wycieńczonym chłopcom i trenerowi przekazano wysokokaloryczne pożywienie i lekarstwa. Początkowo nie wykluczano, że uwięzieni w jaskini będą musieli spędzić w niej nawet kilka miesięcy do czasu, gdy poziom wody się obniży.

(az)