Dramatyczny wyścig z czasem trwa we francuskich Alpach. Ratownicy górscy gorączkowo poszukują trzech włoskich alpinistów, którzy cztery dni temu zaginęli podczas zejścia ze szczytu Barre des Écrins. Akcję ratunkową utrudniają intensywne opady deszczu.

Według specjalistów, szanse zaginionych alpinistów na przeżycie maleją z godziny na godzinę. Niestety z powodu załamania pogody w akcję ratunkową nie mogą włączyć się śmigłowce. Lawiny regularnie blokują natomiast ekipy podążające na ratunek pieszo.

Alpiniści schodzili ze szczytu Barre des Écrins (4102 m. n.p.m.) Według wysokogórskiej żandarmerii - nawet, jeżeli nie mieli zapasów żywności - mogą być ciągle żywi, jeśli znaleźli miejsce, gdzie schronili się przed śnieżycami. Według osób z ich otoczenia, zaginieni wspinacze byli bardzo doświadczeni.

"Żyję. Nareszcie jesteście!"

Komentatorzy przypominają, że w sierpniu w Austrii niemiecki alpinista przeżył tydzień w lodowej szczelinie. Media mówiły wtedy o cudownym ocaleniu. 70-latek wybrał się samotnie na szczyt Schrankogel w Alpach Sztubajskich i wpadł do 20-metrowej szczeliny. Był nieźle wyposażony, ale zapomniał zabrać ze sobą raków. Na wysokości 3000 metrów, przechodząc przez lodowe pole, poślizgnął się i wpadł do 20-metrowej szczeliny. Przeżył, ponieważ miał ze sobą niewielki zapas żywności i płynów.

Przez kilka dni grupy ratowników przeczesywały zbocze góry. Niestety bez rezultatu. Ratownicy nie wiedzieli, gdzie dokładnie szukać zaginionego, ponieważ nie zapisał się w księdze wyjść. Kiedy stracono wszelką nadzieję, trzech niemieckich alpinistów postanowiło jeszcze raz przejść drogą, którą mógł pokonać ich rodak.

W pewnej chwili z lodowej szczeliny usłyszeli: "Żyję. Nareszcie jesteście!". To cud. Niczego takiego nie pamiętam w swojej 20-letniej karierze - mówił wówczas dziennikarzom szef austriackiej grupy ratunkowej Franz Santer. 70-latek został przetransportowany śmigłowcem do szpitala klinicznego w Innsbrucku. Poza niewielkimi obrażeniami nic poważnego mu się nie stało.