Niemcy z niecierpliwością oczekiwali na przedwyborczy pojedynek kanclerza Gerharda Schrödera i jego przeciwnika Edmunda Stoibera. Spodziewano się przełomu - zdecydowanej przewagi Schrödera nad Stoiberem. Kanclerzowi, który jak zwykle dobrze prezentował się w mediach, przepowiadano zwycięstwo. Edmund Stoiber miał wypaść gorzej. Do tej pory jego publiczne przemówienia oceniane były na trójkę z plusem. Telewizyjna debata zaskoczyła opinię publiczną.

Edmund Stoiber okazał się bardziej medialny niż zwykle. Mówił spokojnie, ale konkretnie. Chwilami był agresywny, przyjmując tym samym pozycję atakującego. Wyróżniająca się taktyka pozwoliła mu na wytknięcie Schroderowi błędów, które kanclerz popełnił przez ostatnie 4 lata. Bawarski premier w telewizyjnym show chciał się pokazać jako dobry ojciec całego narodu, dbający o interesy wszystkich: robotników, rolników, biznesmenów i bezrobotnych.

Kanclerz Gerhard Schröder w niedzielnym pojedynku zaprezentował się jako dobry mąż stanu. Odpierał stawiane mu zarzuty; robił to dyskretnie, popierając argumenty licznymi dowodami. Jego głowa była pełna danych, niczym u dobrego ekonomisty. Mówił bardzo sprawnie i przekonująco. Na odpowiedź potrzebował jednak więcej czasu niż jego przeciwnik.

Podczas telewizyjnej debaty poruszano wiele tematów. Rozmawiano o powodzi i jej skutkach - przeciwnicy przedstawili swoje propozycje odbudowy kraju. Jednym z głównych tematów okazało się bezrobocie, czuły punkt obecnego kanclerza, który w 1998 roku obiecał znaczne obniżenie bezrobocia. Właśnie tu pole do popisu miał bawarski premier, który nie omieszkał wytknąć kanclerzowi niedotrzymania obietnic. Edmund Stoiber mówił: Musimy obniżyć podatki i napędzać koniunkturę, to jedyna możliwość, by znaleźć nowe miejsca pracy. Gerhard Schröder przekonywał: Reformę podatkową musimy odłożyć, trzeba finansować powódź, nie wolno nam powiększać dziury budżetowej.

Burzliwą częścią telewizyjnej debaty był temat przegłosowanej niedawno w niemieckim parlamencie ustawy imigracyjnej. Bawarski polityk zarzucił kanclerzowi nieodpowiedzialność. Jego zdaniem umożliwienie pracy obcokrajowcom, szczególnie z krajów trzecich, jest zamachem na rodzimy rynek pracy. Edmund Stoiber przypomniał, że najpierw Niemcy powinni poradzić sobie z rozszerzeniem Unii Europejskiej. Tymczasem do pracy zaproszono obywateli Indii, Chin itd. Nawiązując do mieszkających w Niemczech obcokrajowców, Stoiber zarzucił kanclerzowi, lekceważenie przez rząd problemu edukacji osób, które wyemigrowały do Niemiec.

Na drugim planie telewizyjnej debaty znalazły się tematy o charakterze międzynarodowym. Wydaje się, że nawet po zmianie kanclerza, Niemcy pójdą tym samym torem. Obaj politycy są zgodni, że rozszerzenie Unii Europejskiej musi nastąpić jak najszybciej. Granica obecnej Piętnastki nie powinna kończyć się na Odrze i Lesie Bawarskim. Podobną opinię politycy wyrażają co do wojny w Iraku. Schröder i Stoiber są przeciwni uczestnictwu Niemiec w amerykańskim ataku, ale z jednym wyjątkiem. Stoiber chce jednego europejskiego stanowiska w tej sprawie, a nie niemieckiej separacji.

Pojedynek przed kamerami był pierwszym sprawdzianem dla Edmunda Stoibera i Gerharda Schrödera. 8 września odbędzie się druga cześć. Pierwszy odcinek nie przyniósł wyraźnego rozwiązania. Ta debata nie rozstrzygnęła, kto był lepszy, na kogo teraz zdecydują się głosować Niemcy. Prowadzone podczas spotkania sondaże nie są jednoznaczne. Wprawdzie Schröder okazał się bardziej przekonujący i sympatyczniejszy, ale Stoiber jest postrzegany jako polityk, który lepiej atakuje. Polityczny barometr przed powodzą i po niej się nie zmienił. Niewykluczone, że po 8 września będzie inaczej. Można się spodziewać, że obaj kandydaci przyjmą, nową, bardziej skuteczną strategię.

Tomasz Lejman, Berlin.

12:40