Miejscowi mieszkańcy obawiają się, że dużą część ofiar pożarów na hawajskiej wyspie Maui stanowią dzieci, zaś ostateczna liczba ofiar może wynieść kilkaset osób - donosi "Wall Street Journal". Jak pisze "Washington Post", bezpośrednią przyczyną pierwszych pożarów było powalenie linii energetycznych przez silne wiatry. Pożar był największą klęską żywiołową w historii stanu. Lokalne władze zapowiedziały odbudowę wyspy. Spłonęło na niej 1000 domów.

Dotychczas ustalono, że w wyniku pożaru zginęło 106 osób, ale zidentyfikowano tylko cztery ciała. Identyfikacja pozostałych może potrwać tygodnie. Zajmie się tym specjalny zespół genetyków, który pobiera próbki DNA od krewnych, którzy poszukują bliskich.

Według gubernatora Hawajów Josha Greena obecnie za zaginionych uznaje się 1300 osób.

Jak powiedziała "WSJ" Elle Cochran, deputowana stanowego parlamentu, spodziewa się, że ostateczny bilans ofiar kataklizmu wyniesie "co najmniej kilkaset ludzi", zaś dużą część z nich będą stanowić dzieci.

Jak pisze dziennik, obawy powodowane są tym, że wielu rodziców ze zniszczonej pożarem Lahainy zostawiło swoje dzieci w domach po tym, jak w ubiegły wtorek odwołano zajęcia szkolne - pierwsze w nowym roku szkolnym - ze względu na awarię linii energetycznej. Większość rodziców z liczącej 13 tys. Lahainy pracuje w hotelach poza obszarami najciężej doświadczonymi pożarami.

Rodzice wykonują jedną, dwie, trzy prace, żeby się utrzymać i nie stać ich, by wziąć wolne. A pozbawione zajęć w szkołach dzieci nie miały gdzie pójść tego dnia - powiedziała dziennikowi nauczycielka szkoły podstawowej w Lahainie Jessica Sill. Dodała, że wie o jednym 7-latku, którego ciało znaleziono w spalonym samochodzie.

Jak pisze "Washington Post", coraz więcej dowodów wskazuje, że źródłem pierwszych zarejestrowanych pożarów na Maui było powalenie linii energetycznych przez drzewa przewrócone w wyniku prognozowanych wcześniej silnych wiatrów. Zaprószenie pierwszego znanego pożaru w miejscowości Makawao zostało nagrane przez kamery monitoringu. Nagranie oraz dane z miejscowej spółki energetycznej wskazują, że to przerwane linie energetyczne wywołały pożar. 

Według "Washington Post" choć pożar ten, który wciąż nie został ugaszony, nie ma bezpośredniego związku z pożogą, która zniszczyła Lahainę, to był to jeden z kilku pożarów, które wybuchły 7 i 8 sierpnia. Jeden z nich rozprzestrzenił się przez dotknięte suszą łąki i przerodził się w kataklizm.