Ponad 220 zatrzymanych i trzy ofiary śmiertelne - to bilans kolejnej niespokojnej nocy w Wielkiej Brytanii. W Londynie potężna mobilizacja policji zrobiła swoje - tam zamieszek nie było. Areną grabieży i podpaleń były natomiast Manchester, Salford, Liverpool, Nottingham i Birmingham. W ostatnim z tych miast zginęło trzech mężczyzn potrąconych przez samochód. Policja rozpoczęła śledztwo w tej sprawie.

Mężczyźni zginęli potrąceni przez samochód podczas nocnych zamieszek. Policja zabezpieczyła w pobliżu miejsca zdarzenia samochód i zatrzymała podejrzanego. Funkcjonariusze wszczęli dochodzenie ws. morderstwa. Na razie nie ujawniono szczegółów. Nie wiadomo też, czy miało to bezpośredni związek z zamieszkami, podczas których zatrzymano w regionie 109 osób.

Jak podaje BBC, powołując się na świadków, mężczyźni chcieli bronić swojej dzielnicy przed uczestnikami zamieszek. Sanitariusze relacjonują, że kiedy przyjechali na miejsce zebrało się tam już około 80 osób.

Londyn żyje na beczce prochu

Po oszacowaniu strat spowodowanych przez trzydniowe zamieszki, przyszedł czas na rachunek sumienia. Tak nie powinno wyglądać miasto, które w przyszłym roku będzie gospodarzem Igrzysk Olimpijskich. Zdaniem polityków należy dokładnie zbadać przyczyny obecnych zamieszek, a nie tylko bandażować rany.

Jest za wcześnie, by wskazywać palcem na jeden konkretny powód tych rozruchów, ale wierzę, że jedną z przyczyn jest brak dyscypliny w domach i szkołach - mówi brytyjski minister oświaty Michael Gove.

Między innymi o tym debatować będzie jutro parlament na specjalnie zwołanej sesji. Obserwatorzy przestrzegają jednak przed zbyt uproszczoną analizą ostatnich wypadków. W Wielkiej Brytanii istnieje bowiem cała klasa ludzi, którzy pozbawieni perspektyw i zepchnięci na społeczny margines, tylko na ulicy potrafią demonstrować swą tożsamość.