Grupa około 40 mężczyzn zaatakowała w nocy posterunek policji w Nottingham, usiłując go podpalić. Do ulicznych ekscesów doszło też między innymi w Manchesterze, Salford, Birmingham, West Bromwich, Leicester i Wolverhampton. W Londynie, gdzie w sobotę zaczęła się fala zamieszek, było minionej nocy względnie spokojnie.

Według policji, zajścia w tych miastach prowokowały raczej nieliczne grupy. Aresztowano około 130 osób. Chuligani, podobnie jak wcześniej w Londynie, podpalali samochody, rozbijali szyby wystawowe i okradali sklepy. W Manchesterze przy głównej ulicy handlowej spalono sklep mody Miss Selfridge. W Birmingham zamknięto dworzec autobusowy przenosząc punkt odjazdu autobusów w inne miejsce.

W dzielnicy Liverpoolu Toxteth uczestnicy zamieszek zaatakowali dwa wozy strażackie. Wcześniej około 200 młodych ludzi rzucających różnymi przedmiotami grabiło sklepy. W Gloucester w zachodniej Anglii osiem ekip strażackich walczyło z pożarem w opuszczonym budynku. Uczestnicy zamieszek podpalali samochody i rzucali w policje kamieniami i butelkami. Podobne zdarzenia miały miejsce w West Bromwich, Wolverhampton i Nottingham, gdzie grupa młodych ludzi podpaliła posterunek policji. Do niepokojów doszło także w Birmingham, Leicester i Milton Keynes na północ od Londynu.

O zajściach mówi się, że były naśladownictwem wcześniejszych zajść w Londynie i miały podłoże chuligańskie. Uczestniczyła w nich głównie młodzież z opaskami na twarzach i kapturach na głowach. W Londynie, gdzie porządku pilnowało 16 tysięcy policjantów, w noc była raczej spokojna. Do tej pory w stolicy aresztowana 685 uczestników trzydniowych zajść, w tym 21-letniego mężczyznę, który podpalił dom meblarski Reeves w dzielnicy Croydon.

Policja opublikowała pierwszą partię fotografii uczestników zajść zarejestrowanych przez kamery uliczne i apeluje do mieszkańców, by pomogli w rozpoznaniu chuliganów. W niektórych dzielnicach Londynu - między innymi w Southall, licznie zamieszkałej przez imigrantów z Indii, okoliczni mieszkańcy zorganizowali się w grupy samoobrony na wzór tych, które dzień wcześniej utworzyli Kurdowie w dzielnicy Dalston.

Doradca burmistrza Londynu ds. technicznych sądzi, że policja powinna wymusić zamknięcie usługi BBM (BlackBerry Messenger), która umożliwia użytkownikom rozsyłanie zakodowanych wiadomości, a tym samym niemożliwych do monitorowania przez policję. Nieoficjalne doniesienia sugerują, że uczestnicy zajść porozumiewają się między sobą z pomocą BBM. Policja przyznała, że monitoruje wiadomości zamieszczane na portalach społecznościowych Facebook i Twitter, by wyłapać podżegaczy.

Duże straty w wyniku zajść poniósł przemysł muzyczny na skutek spalenia ośrodka dystrybucji Sony w Enfield w północnym Londynie. Z centrum korzystały znane wytwórnie muzyczne w tym XL i Domino. Przechowywano w nim płyty CD, DVD oraz dyski do konsoli PlayStation.

Rozruchy uliczne uaktywniły skrajnie prawicową grupę Angielską Ligę Obrony (EDL). Jej przedstawiciel Stephen Lennon w wypowiedzi cytowanej przez AP zagroził, że EDL położy kres rozruchom, skoro policja sobie nie radzi.

Cobra spotka się po raz drugi

Premier Wielkiej Brytanii David Cameron, który z powodu zamieszek skrócił rodzinne wakacje we Włoszech, będzie dzisiaj przewodniczył drugiemu posiedzeniu rządowego komitetu antykryzysowego (w skrócie COBRA). Wezwał też parlament do debaty na temat ulicznych zajść.

Do pierwszych zamieszek doszło w sobotę w północnej dzielnicy Londynu Tottenham, gdzie demonstracja przeciwko zastrzeleniu dwa dni wcześniej przez policję podejrzanego mężczyzny przybrała gwałtowny przebieg. Wczoraj pojawiły się informacje, że nie ma dowodów na to, iż broń, którą znaleziono przy zastrzelonym mężczyźnie została użyta. Wcześniej policja twierdziła, że Mark Duggan strzelał do funkcjonariuszy zanim sam został zabity.