Stany Zjednoczone wystąpiły z Rady Praw Człowieka ONZ. "Rada Praw Człowieka ONZ jest niewarta swojej nazwy" powiedziała ambasador Nikki Haley, stała przedstawicielka USA w ONZ, która poinformowała o decyzji administracji prezydenta Trumpa. Przemawiając obok sekretarza stanu Mike'a Pompeo, ambasador tłumaczyła decyzję Waszyngtonu m.in. tym, że międzynarodowa organizacja skupiająca 47 państw świata "jest protektorem (państw - PAP) łamiących prawa człowieka i szambem (kloaką) politycznych uprzedzeń".

Decyzja administracji Donalda Trumpa o wystąpieniu z Rady Praw Człowieka mimo wszystko nie jest zaskoczeniem. Wiele razy dyplomaci USA zapowiadali taki krok tłumacząc go - zdaniem władz USA - uprzedzeniami Rady wobec Izraela.

Ambasador Nikki Haley wielokrotnie głosowała przeciwko rezolucjom Rady Praw Człowieka ONZ, które były krytyczne wobec Izraela i często wypominała "chroniczne antyizraelskie uprzedzenie Rady". Wyjaśniła, że zobowiązania Stanów Zjednoczonych "nie pozwalają na pozostawanie w pełnej hipokryzji, wyrachowanej organizacji, która jest parodią praw człowieka". Amerykańska, stała przedstawicielka w ONZ dodała, że Stany Zjednoczone "będą szczęśliwe", jeśli będą mogły znów przystąpić do Rady Praw Człowieka pod warunkiem zreformowania tej organizacji.

Decyzja o wystąpieniu Stanów Zjednoczonych, ma miejsce po tym jak Rada Praw Człowieka wezwała administrację Donalda Trumpa do zaprzestania polityki imigracyjnej "zero tolerancji". Chodzi w niej o to, że nieletnie dzieci czasowo są oddzielane od rodziców, którzy nielegalnie przekroczyli granicę Stanów Zjednoczonych. Po raz kolejny ONZ pokazuje swoją hipokryzję piętnując Stany Zjednoczone, podczas gdy jednocześnie ignoruje naganną kartotekę praw człowieka wielu członków swojej Rady Praw Człowieka - powiedziała ambasador Nikki Haley.

Głosy krytyki

Decyzję USA krytykuje m.in. Human Rights Watch, organizacja broniąca praw człowieka. Rada "odegrała ważną rolę w takich krajach, jak Korea Północna, Syria, Birma i Sudan Południowy (...). Ale Donalda Trumpa interesuje tylko obrona Izraela" - czytamy w oświadczeniu Human Rights Watch. W podobnym tonie wypowiada się także organizacja praw człowieka i praw obywatelskich Freedom House oraz przedstawiciele 11 innych organizacji humanitarnych. Napisali oni wspólny list do sekretarza stanu USA Mike'a Pompeo. "Rezygnując z miejsca w Radzie Praw Człowieka ONZ, Stany Zjednoczone wzmacniają innych członków Rady, takich jak Rosja i Chiny, które nie podzielają amerykańskich wartości i przekonania o uniwersalnym znaczeniu praw człowieka" - czytamy.

Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych do spraw Praw Człowieka Zeid Ra'ad al-Hussein na Twitterze określił decyzję Stanów Zjednoczonych jako "rozczarowującą". Jak dodał "zważywszy na stan praw człowieka w dzisiejszym świecie, USA powinny rozszerzać współpracę, a nie z niej rezygnować".

Z kolei minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Boris Johnson określił decyzję USA jako "godną pożałowania".

Rada Praw Człowieka ONZ, z siedzibą w Genewie, powstała w roku 2006 zastępując i przejmując większość funkcji dawnej Komisji Praw Człowieka ONZ.

Stany Zjednoczone w czasach administracji republikańskiego prezydenta USA George'a W. Busha (2001-2009) również bojkotowały prace Rady.

Następca George’a W. Busha, przedstawiciel Partii Demokratycznej w Białym Domu, prezydent Barack Obama włączył USA do prac Rady w 2009 roku.

(ug)