Ekologiczna bomba w rosyjskiej Udmurtii. Mieszkańcy wioski, leżącej w tej oddalonej o 1300 km od Mokswy republice, odkryli 160 ton porzuconej śmiertelnej trucizny - czterochlorku węgla. Ten związek jest rakotwórczy, a jego opary uszkadzają wątrobę, serce i nerki. Dawka śmiertelna to 30 mililitrów.

Truciznę wylano z cystern do piwnic porzuconej fabryki, kiedyś produkującej asfalt i beton. Mieszkańcy okolicznej wioski Baliezino, którzy to odkryli, są przerażeni. Tu nie chodzi już tylko o ekologię, ale nasze życie. Nie wiadomo, jakie będą skutki, żądamy, by natychmiast to usunięto, tu mieszka ponad 1000 osób - mówią.

Władze uspokajają, że trucizna zamarzła i nie jest niebezpieczna. I obiecują, że w ciągu najbliższych dni zajmą się problemem. Na razie skażony teren jedynie oznaczono taśmą ostrzegawczą.

Policja wiedziała, ale nie reagowała

Okazuje się, że policja wiedziała o skażeniu już w końcu ubiegłego roku, ale nie zareagowała. Funkcjonariusze zatrzymali bowiem kierowców którzy przewozili truciznę. Na bocznicy kolejowej zlewano ją z cystern, a następnie ciężarówkami przewożono na teren nieczynnej fabryki. Zanim pojawiła się policja udało się opróżnić trzy kolejowe cysterny. Dopiero teraz sprawą zajęły się organy śledcze.

Trucizna pochodzi najprawdopodobniej z zakładów "Chimprom" z Nowych Czeboksarów.