Jedna Rosja zbierała ludzi za pieniądze. Płaciła od 300 do 900 rubli - mówi w filmie opublikowanym w internecie rosyjski prawnik Anatolij Manochin. Na nagraniu "Tego telewizja nam nie pokaże" widać grupę młodych ludzi, podpisujących listę obecności po poniedziałkowej demonstracji zwolenników Władimira Putina i Dmitrija Miedwiediewa.

Na początku i końcu filmu pojawia się fragment głównego wydania wiadomości Kanału Pierwszego, kontrolowanego przez władze. Spiker informuje, że w Dniu Konstytucji na placu Maneżowym zebrało się ponad 25 tysięcy zwolenników Władimira Putina i Dmitrija Miedwiediewa.

Chwilę później pojawia się napis: "Tego telewizja nam nie pokaże" i przenosimy się na sąsiadujący z placem Maneżowym - plac Rewolucji, już po zakończeniu manifestacji. Widać grupę młodych ludzi oddających talony potwierdzające udział w demonstracji. Kobieta zbiera podpisy na specjalnej liście.

Młoda dziewczyna rzuca w kierunku kamery: "Tak właśnie za pieniądze sprzedajemy Rosję". Mężczyzna o kaukaskich rysach próbuje ją uciszyć. "Zabraniają nawet słowo powiedzieć, jaki to wolny kraj z Rosji skoro zabraniają" - mówi jeszcze dziewczyna. Potem spisujący nazwiska próbują zmusić dziennikarza, by przerwał filmowanie.

Kobieta spisującą nazwiska twierdzi, że kompletuje grupę kelnerów. Pojawia się zagraniczna (zdradza to akcent) dziennikarka, która opowiada, jak zwracano się do niej z pytaniami: czy ona wypłaca pieniądze.

Potem jedna z organizatorek rzuca się na fotoreportera z pięściami. Chwilę później przypadkowa kobieta pyta, "dlaczego kręcicie tu, trzeba było przyjść na wybory, jak fałszowali wyniki". Po tych słowach zjawia się mężczyzna, który krzyczy, że nie wolno filmować. W chwilę później przed kamerą pojawia się Anatolij Manochin z obwodu nowosybirskiego - prawnik. Stwierdza, że nie boi się i opowiada, jak Jedna Rosja zbierała ludzi za pieniądze. Płaciła od 300 do 900 rubli. Potem zaczyna się "mat ", czyli przekleństwa.