"Nie zgadzam się ani z hasłami, ani z oświadczeniami, które wygłaszano na wiecach. Niemniej dałem polecenie, by sprawdzić wszystkie doniesienia z lokali wyborczych dotyczące przestrzegania ordynacji" - powiedział prezydent Rosji. Dmitrij Miedwiediew odniósł się w ten sposób do demonstracji w Moskwie. Opozycja zarzuca władzy sfałszowanie wyborów do Dumy Państwowej.

Dziesiątki tysięcy ludzi w Moskwie i innych miastach Rosji wzięło udział w największych w poradzieckiej historii protestach przeciwko fałszerstwom wyborczym. W manifestacji uczestniczyło - według różnych źródeł - od 25 tys. do 40 tys. ludzi. Podobne protesty odbyły się w innych miastach, w tym w Petersburgu, gdzie demonstrowało ponad 10 tys. osób.

Zgodnie z konstytucją obywatele Rosji mają wolność słowa i swobodę zgromadzeń. Ludzie mają prawo do wyrażania swojego stanowiska, co wczoraj zrobili - napisał Miedwiediew. Prezydent podkreślał, iż dobrze się stało, że "wszystko odbyło się w ramach prawa".

Uczestnicy manifestacji domagali się, m.in. nowego przeliczenia głosów, ustąpienia premiera Władimira Putina, którego partia Jedna Rosja wygrała wybory do Dumy Państwowej. Przy okazji zażądali przeprowadzenia nowych wyborów i uwolnienia osób skazanych na 15 dni aresztu po pierwszej fali demonstracji w Moskwie i Petersburgu w dzień po wyborach.