Cztery osoby zginęły w powodziach, które nawiedziły północne Czechy. Ewakuowano tysiące ludzi. Według informacji czeskiej straży pożarnej dwie ofiary śmiertelne pochodziły z okolic Raspenavy, po jednej z Dietrzichova i Lindavy. Kilka osób uważa się za zaginione; ratownicy prowadzą poszukiwania.

Kraj liberecki, gdzie doszło do największych zniszczeń, ogłosił stan klęski żywiołowej. Równie trudna sytuacja panowała w sąsiednim kraju usteckim. Do regionu na pomoc w walce z powodzią władze skierowały wojsko, policję i śmigłowce.

Zwróciłem się do ministra spraw wewnętrznych i ministra obrony, aby do poszkodowanych regionów wyruszyli natychmiast i koordynowali akcję ratowniczą na miejscu - oświadczył premier Czech Petr Neczas. Zaangażowane są wszystkie jednostki zintegrowanego systemu ochronnego, w tym wojsko. Docierają także posiłki ratowników z sąsiednich rejonów. W tych chwilach chodzi o ochronę życia i majątku - podkreślił.

Władze Czech o pomoc wystąpiły do strażaków z Niemiec i Polski.

Liczący blisko 8 tys. mieszkańców Frydlant jest praktycznie odcięty od świata. Z miasta - według informacji policji - ewakuowano około dwóch tysięcy ludzi. Równie trudna sytuacja panuje w Chrastavie, przez którą przetoczyła się fala wody i błota. W 16-tysięcznym Varnsdorfie rzeka Mandava zalała szkołę, część szpitala i kilkanaście innych budynków.

Gwałtowny wzrost poziomu wód w rzekach spowodowały padające od około doby obfite deszcze. Najniebezpieczniejsza sytuacja - według czeskich meteorologów - panuje na północy kraju, przy granicy z Polską i Niemcami. Trzeci stan zagrożenia powodziowego ogłoszono m.in. na Nysie Łużyckiej i Izerze. Monitorowany jest też stan rzek w województwach centralnych i przy granicy z Austrią.