Wszystko wskazuje na to, że czeczeńscy bracia, którzy prawdopodobnie przeprowadzili zamachy w Bostonie, działali sami. Takie są wstępne ustalenia bostońskiej policji oraz FBI po poniedziałkowych atakach na trasie maratonu.

Szef policji z miasteczka Watertown, znajdującego się niedaleko Bostonu, podkreślił, że policja podejrzewa, iż bracia Carnajewowie nie mieli wspólników i nie należeli do organizacji terrorystycznej.

Wiadomo, że w związku z zamachami zatrzymano jeszcze trzy inne osoby. Są to sąsiedzi Dżochara Carnajewa i jego brata Tamerlana, który zginął w czasie policyjnej obławy. Zostali oni już przesłuchani. Jednak ze wstępnych ustaleń FBI wynika, że nie pomagali i nie wiedzieli, co planują zrobić ich znajomi. Śledztwo jednak trwa nadal. 

Młodszy brat był pod wpływem starszego

Służby wywiadowcze w Waszyngtonie i Bostonie zebrały informacje o zamachowcach, z których wynika, że obaj bracia są czeczeńskiego pochodzenia. Ich wujek mieszkający w Bostonie zapewnił jednak, że nie urodzili się w Czeczeni, ani nigdy tam nie mieszkali. Ich rodzice mieli wyjechać stamtąd na początku lat 90.

Tamerlan urodził się prawdopodobnie w Kirgistanie, a Dżochran w Dagestanie, gdzie rodzina wyjechała w 2001 roku.  To tam obaj bracia krótko, przez około rok, chodzili do szkoły. Według niektórych źródeł Carnajewowie przebywali następnie krótko w Kazachstanie, a ostatecznie w 2003 roku trafili do USA (najprawdopodobniej na kirgiskich paszportach), gdzie dostali status uchodźców.

19-latek ukrywał się w Łodzi

Przypomnijmy, że młodszy z braci został zatrzymany przez bostońską policję w nocy z piątku na sobotę. Mężczyzna ukrywał się w łodzi stojącej przy jednym z domów w Watertown. Starszy z braci - Tamerlan - zginął wcześniej w czasie policyjnej obławy na terenie kampusu renomowanego Instytutu Technologicznego Massachusetts.