Ranny naukowiec uwięziony na głębokości 1000 metrów w jaskini Riesending w pobliżu miasta Berchtesgaden w Alpach Bawarskich jest w lepszym stanie niż początkowo przewidywano. Ratownikom udało się dotrzeć do 52-latka i z nim porozmawiać. Wyciąganie go na powierzchnię może potrwać nawet 5 dni. W akcji ratunkowej bierze udział 200 osób.

Johannowi Westhauserowi próbują pomóc m.in. wyspecjalizowani szwajcarscy ratownicy i austriacki lekarz. Warunki w jaskini są jednak bardzo ciężkie. Labirynt tuneli jest bardzo wąski.

Zapomnijcie o wszystkim, co dotychczas słyszeliście na temat akcji ratunkowych w górach. Nie możemy zabrać żadnego sprzętu, z którym moglibyśmy dotrzeć do rannego - powiedział niemieckim mediom jeden z ratowników Norbert Rosenberger. To jak wspinanie się na północnej ścianie na Eigerze (jedna z najtrudniejszych ścian do wspinaczki w Alpach - przyp. red.) bez butów i lin - dodał. Ratownicy utworzyli w labiryncie pięć punktów pomocy medycznej. 52-latek będzie mógł w nich liczyć na opiekę i chwilę odpoczynku w czasie akcji wyciągania go na powierzchnię.

Spadła na niego skała

Na 52-letniego naukowca, który w niedzielę badał jaskinię na głębokości 1000 metrów, spadła skała. Według pierwszych doniesień, miał odnieść ciężkie obrażenia, m.in. głowy. Nie był w stanie wyjść z labiryntu o własnych siłach. Razem z Westhauserem było dwóch innych naukowców. Jeden z nich został z nim pod ziemią. Drugi ruszył do góry. Po 12 godzinach wydostał się z jaskini i wezwał pomoc.

Ranny speleolog należał do zespołu naukowców, który w 2002 roku jako pierwszy badał jaskinię. Na jej wejście trafiono dopiero 7 lat wcześniej.

Riesending to najdłuższy i najgłębszy system jaskiń w Niemczech. Ma 19,2 kilometra długości i 1148 metrów głębokości. Leży na granicy z Austrią, na północ od Berchtesgaden.