Centralna Komisja Wyborcza Federacji Rosyjskiej podliczyła już ponad 99 proc. głosów, które zostały oddane w trakcie trzydniowych wyborów prezydenckich. Zaskoczenia nie ma - według oficjalnych, państwowych danych gospodarzem Kremla przez kolejnych sześć lat będzie Władimir Putin, który zdobył ponad 87 proc. głosów.

Po przeliczeniu 99,7 proc. głosów, które zostały oddane w wyborach prezydenckich, Władimir Putin zyskał poparcie rzędu 87,31 proc. Na kolejnych miejscach uplasowali się: Nikołaj Charitonow (4,30 proc.), Władysław Dawankow (3,83 proc.) i Leonid Słucki (3,21 proc.). Frekwencja w wyborach wyniosła 73,33 proc.

Kremlowskie agencje opublikowały też wyniki z okupowanych terenów w Ukrainie. Według tych danych, Władimir Putin zdobył ponad 95 proc. głosów w tzw. Donieckiej Republice Ludowej i ponad 94 proc. głosów w sąsiedniej tzw. Ługańskiej Republice Ludowej.

Głosowano też na terenie częściowo okupowanych obwodów zaporoskiego i chersońskiego. Tam - według danych Kremla - na Putina głosowało odpowiednio 92 proc. i 88 proc. wyborców.

Wygrywając tegoroczne wybory prezydenckie, Władimir Putin staje się drugim - po Józefie Stalinie - najdłużej urzędującym przywódcą w historii Rosji.

Wyniki wyborów prezydenckich w Rosji poddały w wątpliwość Stany Zjednoczone. Biały Dom stwierdził, że plebiscyt "oczywiście nie był wolny ani uczciwy". "Władimir Putin więzi swoich przeciwników i uniemożliwia innym kandydowanie przeciwko niemu" - dodano.

Władimir Putin o zaufaniu i jedności narodu

Po ogłoszeniu wstępnych wyników wyborów prezydenckich głos zabrał sam Władimir Putin, którzy powiedział, że plebiscyty w Rosji są bardziej transparentne niż w Stanach Zjednoczonych. Sam rezultat nazwał wyrazem zaufania i jedności narodu rosyjskiego.

Rosyjski przywódca odniósł się też do ogólnoświatowej akcji nazwanej "w południe przeciw Putinowi", w ramach której w niedzielę o godz. 12:00 jego przeciwnicy tłumnie ruszyli do lokali, by albo zagłosować na kontrkandydatów, albo oddać nieważny głos. Gospodarz Kremla nazwał tę akcję "nieskuteczną" i dodał, że sprawcy wszystkich incydentów wyborczych powinni zostać ukarani.

Po raz pierwszy odniósł się też do śmierci lidera rosyjskiej opozycji Aleksieja Nawalnego. Powiedział, że było to "smutne wydarzenie", ale przypadki śmierci w więzieniach się zdarzają, również w USA. Nadmienił, że na kilka dni przed śmiercią Nawalnego zgodził się na jego wymianę.

Władimir Putin grozi utworzeniem "strefy sanitarnej"

Wypowiedź po ogłoszeniu wyników wyborów była też dla Władimira Putina dobrym momentem, by po raz kolejny zagrozić Zachodowi. Wykorzystał do tego pytanie dziennikarza agencji Reutera o wcześniejszą wypowiedź prezydenta Francji Emmanuela Macrona, który stwierdził, że nie może wykluczyć rozmieszczenia w przyszłości zachodnich wojsk lądowych w Ukrainie.

Poproszony o komentarz rosyjski przywódca zażartował, że "we współczesnym świecie wszystko jest możliwe". Jednak - jego zdaniem - "dla wszystkich jest jasne, że znajdziemy się wówczas o krok od wybuchu III wojny światowej na pełną skalę". Myślę, że mało kto jest tym zainteresowany - zaznaczył.

Władimir Putin dodał przy tym, że personel wojskowy NATO był już obecny w Ukrainie i stwierdził, że Rosja nauczyła się mówić na polu bitwy zarówno po angielsku, jak i po francusku. Nie ma w tym nic dobrego, przede wszystkim dla nich, bo tam umierają i to masowo - stwierdził.

Nie wykluczam, że mając na uwadze tragiczne wydarzenia, które mają dziś miejsce, będziemy zmuszeni w pewnym momencie, kiedy uznamy to za stosowne, utworzyć pewną "strefę sanitarną" na terenach dzisiejszego reżimu kijowskiego - powiedział, odnosząc się do demokratycznie wybranych władz Ukrainy. Odmówił podania dalszych szczegółów, ale stwierdził, że taka strefa może być wystarczająco duża, aby uniemożliwić przedostanie się zagranicznego uzbrojenia na terytorium Rosji.

Władimir Putin powiedział, że chciałby, aby Emmanuel Macron przestał zabiegać o zaostrzenie wojny, ale zaczął odgrywać rolę w zaprowadzeniu pokoju. Wygląda na to, że Francja mogłaby odegrać pewną rolę. Jeszcze nie wszystko stracone. Mówiłem to wielokrotnie i powtórzę jeszcze raz. Jesteśmy za rozmowami pokojowymi i to nie dlatego, że wrogowi kończą się naboje - powiedział.

Wybory prezydenckie w Rosji

Wybory prezydenckie w Rosji trwały trzy dni - rozpoczęły się w piątek, a zakończyły w niedzielę. Odbyły się dwa lata po inwazji Kremla na Ukrainę i miesiąc po śmierci w więzieniu przywódcy opozycji Aleksieja Nawalnego.

Na karcie do głosowania znajdowały się nazwiska Władimira Putina i jego formalnych kontrkandydatów: Nikołaja Charitonowa (Komunistyczna Partia Federacji Rosyjskiej), Władysława Dawankowa (Nowi Ludzie) i Leonida Słuckiego (Liberalno-Demokratyczna Partia Rosji). Ugrupowania zasiadające w parlamencie Rosji nie są opozycją - pozostają lojalne wobec Kremla i jego polityki.

Niezależny portal Meduza podał w marcu br., powołując się na źródła na Kremlu, że plan władz zakładał wynik ponad 80 proc. głosów dla Władimira Putina przy wysokiej frekwencji, wynoszącej od 70 do 80 proc. To wszystko - jak wiemy - udało się zrealizować.

Lokale wyborcze były otwarte w godzinach 8:00 - 20:00 czasu polskiego. Zgodnie ze strefami czasowymi w Rosji, jako pierwsze otworzyły się w piątek rano lokale wyborcze na Kamczatce (dziewięć godzin wcześniej niż w Moskwie, a więc 14 marca o godz. 21:00 czasu polskiego), a jako ostatnie zamknięte zostaną w obwodzie królewieckim (nastąpi to godzinę później niż w Moskwie: 17 marca o godz. 19:00 czasu polskiego).

Głosowanie nazywane "przedterminowym" trwało też w ostatnich dniach na okupowanych przez Rosję terytoriach Ukrainy - obszarach obwodów zaporoskiego, chersońskiego, donieckiego i ługańskiego. Rosyjska redakcja BBC podała 14 marca, że - według relacji mieszkańców - ludzie współpracujący z Rosjanami obchodzili z urnami mieszkania w asyście uzbrojonych wojskowych.

W piątek, sobotę i niedzielę z całej Rosji napływały liczne doniesienia o incydentach podczas wyborów, np. w Petersburgu w drzwi do lokalu wyborczego rzucono koktajl Mołotowa, a w Moskwie podpalono budkę do głosowania, a także wlano środek odkażający do urny z głosami. Funkcjonariusze struktur siłowych zatrzymywali nie tylko sprawców takich czynów, ale również m.in. osoby, które nanosiły własne komentarze na kartach do głosowania.

W sobotę agencja Ukrinform powiadomiła, powołując się na źródła w ukraińskim wywiadzie wojskowym (HUR), że specjaliści komputerowi tej służby włamali się do systemu usług państwowych Rosji, za pośrednictwem którego trwa głosowanie elektroniczne. HUR potwierdził, że wyborcze serwisy internetowe zostały zhakowane. Przeprowadzono też atak na portale partii rządzącej Jedna Rosja.