25 kwietnia 1986 w czwartym bloku czarnobylskiej elektrowni jądrowej rozpoczęto przygotowania do eksperymentu, który miał wykazać, czy w przypadku poważnej awarii, reaktor wytrzyma wystarczająco długo, by mogły zadziałać dodatkowe systemy bezpieczeństwa. Ze względu na wady konstrukcyjne, okazało się to jednak niemożliwe.

Eksperyment rozpoczął się 26 kwietnia o godzinie 01:23:04. 76 sekund później doszło do pierwszej eksplozji, która uszkodziła osłonę reaktora. Chwilę później drugi, znacznie silniejszy wybuch, zniszczył budynek reaktora. Sytuacja w tym momencie była już poza wszelką kontrolą.

4 kilometry dalej, w Prypeci - mieście założonym 4 lutego 1970 roku dla pracowników elektrowni, żaden z 50 tysięcy mieszkańców nie wiedział, co się stało. Nikt nie poinformował ich o zagrożeniu. Dopiero dzień później, 27 kwietnia zapadła decyzja o ewakuacji całego miasta. Przeprowadzono ją w ekspresowym tempie. Prypeć opustoszał do godziny 16.30.

Dzisiaj miasto leży w tak zwanej "zonie" - zamkniętym obszarze o powierzchni prawie 5000 kilometrów kwadratowych. Mimo wielu ograniczeń, stanowi coraz większą atrakcję turystyczną.

Pomimo upływu lat, opuszczone miasteczko wygląda jak skansen schyłku ZSRR.

Po 25 latach od ewakuacji, natura wdarła się dosłownie wszędzie.

Legendarne wesołe miasteczko wygląda dziś raczej upiornie.

Diabelski młyn nigdy nie został uruchomiony. Wesołe miasteczko miało być otwarte dopiero tydzień po katastrofie - w trakcie obchodów Święta Pracy.

Pomimo ograniczeń w dostępie do strefy, dookoła Czarnobyla, nie brakuje ludzi. Nowe malunki na ścianach odcinają się od starych budynków.

Uszkodzone okna, resztki drzwi i wszechobecna przyroda - tak dzisiaj wygląda klimat Prypeci.

Ewakuacja została przeprowadzona tak szybko, że budynki zostały po prostu porzucone. Ciągle są w nich meble, ubrania, zabawki i przedmioty codziennego użytku.

Mimo że przedmioty z Prypeci mogą być łakomym kąskiem kolekcjonerskim, turyści ich nie zabierają. Po pierwsze przez "poczucie przyzwoitości", po drugie przez obecne jeszcze promieniowanie. I po trzecie - przez kontrole przy wyjeździe z zamkniętej strefy.

Aparat - niezbędnik każdego turysty.

Opuszczony basen - graffiti na ścianach współtworzą specyficzny klimat Prypeci.

Wszechobecna przyroda, niezakłócona przez działania ludzi - taki widok można zobaczyć z niemal każdego budynku "wymarłego" miasteczka.

Oprócz samego miasta, można również obejrzeć porzucone maszyny używane podczas akcji ratunkowej w Czarnobylu. Mimo poważnego skażenia radioaktywnego, są one doszczętnie splądrowane.

Czasy się zmieniły. Zmieniła się pisownia nazwy miasta. Zmieniły się procedury związane z energią jądrową. Oby.

Prypeć jest magicznym miejscem. Z jednej strony groźnym, ponurym, martwym, z drugiej - pełnym życia i nadziei. Ma swój urok - ciszy, która tam panuje, nie można spotkać nigdzie indziej. W połączeniu z historią tego miejsca, tworzy mieszankę niemal uzależniającą. Chciałbym tam wrócić. I to nie raz.

Poza tym jest to skansen nie tylko schyłku ZSRR, ale również miejsce historyczne. Miejsce, które nie tylko ku przestrodze, każdy powinien zobaczyć.

Zobaczyć, ale nie zadeptać.

Mateusz Moskała