Pracownicy amerykańskich firm motoryzacyjnych modlą się o rządową pomoc dla zagrożonych bankructwem fabryk. Modlą się dosłownie... Chodzi o miliardy dolarów pożyczki z kasy państwa, która ma uratować koncerny Forda, Chryslera i General Motors.

W Detroit zorganizowano pierwszą mszę w tej intencji. Modlitwy wznoszono przed ołtarzem, przy którym zaparkowane były trzy samochody. Decyzja w sprawie pożyczki należy do Kongresu, a tam nie było dotąd zgody na taki pakiet ratunkowy.

Jest jednak nadzieja, bo koszty bankructwa gigantów motoryzacyjnych byłyby zbyt duże. Mówi się nawet o trzech milionach ludzi, którzy mogą stracić pracę. Dlatego pomoc rządowa prawdopodobnie będzie, ale pod wieloma warunkami. Przede wszystkim firmy muszą się zrestrukturyzować i zmienić ofertę. Koniec z paliwożernymi samochodami o pojemności kilku litrów. Nowe mają być oszczędne i ekologiczne. Poza tym, jeśli koncerny chcą pożyczki, ich szefowie muszą ograniczyć swoje pensje, a udziałowcy zrezygnować z zysków.

Kongres domaga się też szeregu zabezpieczeń, które mają gwarantować, że pieniądze podatników za jakiś czas wrócą do kasy państwa. Tak wygląda projekt porozumienia, który firmy motoryzacyjne, jeśli chcą przetrwać, będą musiały się zgodzić. W tej sytuacji wydaje się, że ewentualne modlitwy prezesów w sprawie zachowania wysokich pensji z góry skazane są na porażkę.