Są Polakami, mieszkają w Szkocji, ale w swoim miejscu pracy nie mogą mówić po polsku. Tak kontrowersyjne zalecenia wprowadził jeden ze sklepów dyskontowych sieci Lidl. Zgodnie z tym rozporządzeniem polscy pracownicy nawet na przerwach muszą rozmawiać po angielsku. ​"Przyszedłem do pracy i nieoczekiwanie do naszego sklepu wpadł menadżer. Pokazując palcem w naszym kierunku, powiedział że od dzisiaj mamy generalny zakaz rozmowy w języku polskim na terenie sklepu" - przyznaje w rozmowie z RMF FM jeden z pracowników sklepu Michał Dwojewski.

Bogdan Frymorgen: Czy w zakazie wprowadzonym przez menadżera chodziło o rozmowę z klientami, czy również o rozmowy między sobą, czyli w czasie przerwy na posiłek?

Na początku w ogóle nie było to skonkretyzowane, to było powiedziane ogólnie: zakaz rozmowy w języku polskim na terenie sklepu. Ja byłem dość mocno zbulwersowany, zacząłem konwersację na ten temat, zacząłem mówić, że jest to dyskryminacja. Menadżer stwierdził, że jeśli mi się to nie podoba, to mam wolną drogę, mogę iść do domu.

A jakie kroki podjęliście, żeby się przeciwstawić temu zakazowi?


Od chwili naszej rozmowy informowałem wszystkich Polaków, że jest zakaz rozmowy w po polsku w sklepie, oczywiście komunikując im to po angielsku. Po jakimś czasie powstał pomysł, żeby zebrać wszystkich Polaków, żeby zrobić petycję do Lidla w Kirkcaldy. Podpisało się pod nią ponad 150 osób i mamy zamiar ją wysłać do głównego biura Lidla w Londynie, w Niemczech i do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.

Jak zareagowali Brytyjczycy, wasi klienci, którzy wiedzą o waszych problemach?


Dużo ludzi, potencjalnych naszych klientów, było dość mocno zbulwersowanych i nie rozumieli, dlaczego w ogóle takie prawo zostało wprowadzone. Nie podobało się to większości osób. Nie spotkałem się z żadną reakcją ze strony Brytyjczyka, który powiedziałby, że zakaz wprowadzono słusznie i że tak powinno być.

Czyli dziś, żeby zachować pracę w Lidlu, nie możecie rozmawiać z klientami po polsku i nie możecie również rozmawiać po polsku między sobą. Czy dobrze rozumiem?

Tak, nie możemy rozmawiać z polskim klientami po polsku, nie możemy rozmawiać nawet ze sobą w kantynie, podczas przerwy po polsku. To wyszło generalnie ze strony menadżera sklepu i jest to pogwałcenie praw pracowniczych w Wielkiej Brytanii. Jest konwencja z 2010 roku, która mówi, że mamy prawo rozmawiać między sobą - Polakami - podczas przerwy w kantynie bez żadnych problemów.

A czy macie jakieś wsparcie prawników?

Szukam prawników. Na razie jeszcze się nikt nie odezwał, bo tak naprawdę szukam ich od trzech, czterech dni, żeby to poszło pełną parą. Myślę, że nie powinno być problemów. Odezwało się paru prawników, ale z Londynu, szczególnie z City, ale ceny jakich żądają są takie, że musiałem niestety podziękować za pomoc.

Rozumiem też, że to nie odnosi się tylko do waszego konkretnego jednego sklepu, ale do wszystkich sklepów Lidla w Szkocji.


Ponoć tak. Aczkolwiek doszły mnie słuchy od polskich klientów, że nie mają oni problemów z komunikowaniem się w języku polskim - sklepie Lidl w Edynburgu, tak i w Aberdeen w Szkocji.

A powiedz mi teraz, już nie jako pracownik Lidla, nie jako człowiek mieszkający w Szkocji, tylko jak Polak. Jak się czujesz w takiej sytuacji?

Uważam, że to jest śmieszny zakaz. Regulamin Lidla mówi, że aby była łatwiejsza komunikacja między klientami, powinniśmy się porozumiewać w języku angielskim. Ale Lidl chyba nie przewidział tego, że jest duża różnica kulturowa, jest dużo różnych narodów w Wielkiej Brytanii i z Polakami jest łatwiej się komunikować w ich pierwszym języku, czyli polskim.

Czyli nie biorą pod uwagę takiej sytuacji, że przychodzi Polak do sklepu Lidla, który nie mówi w języku angielskim, w związku z tym nie można z nim porozmawiać się w języku polskim, bo taki zakaz wprowadzono. Tracą więc klienta, bo polski klient wychodzi, nie mogąc zrobić zakupów w sklepie.

No tak, dokładnie. Ale to nawet nie chodzi o to, że ktoś potrafi rozmawiać po angielsku czy nie. Jeśli ma być dobra komunikacja, jest oczywistym, że z Polakiem porozumiemy się lepiej w języku polskim, albowiem jest to jego pierwszy język, prawda? Łatwiej będzie nawiązać komunikację, dialog w języku polskim niż w języku angielskim.

A czy firma Lidl przysłała do was jakiegoś emisariusza, który by dokładnie wytłumaczył ich sposób podejścia do tej sprawy, zasady, jakie zostały wprowadzone, żeby w jakiś sposób tę sytuację złagodzić. Czy oni zareagowali?

Nie, od prawie dwóch miesięcy nie było żadnego odniesienia ze strony Lidla. Nie było wytłumaczenia. Przede wszystkim nie było meetingu żadnego na ten temat, że są wprowadzone pewne zmiany dotyczące komunikowania się tylko i wyłącznie w języku angielskim. Co ciekawe, ja pracuję tam od ponad roku i przez cały ten czas, przez pierwszy rok mojej pracy w Lidlu, komunikowałem się z Polakami w języku polskim. Nie było najmniejszego problemu. Ten pomysł, który się pojawił, że możemy się komunikować tylko w języku angielskim, powstał niecałe dwa miesiące temu.

I czy faktycznie teraz podczas przerw rozmawiacie ze sobą po angielsku?


Oficjalnie tak. Aczkolwiek, jeśli jesteśmy sami, to unikamy tak absurdalnych sytuacji, żeby rozmawiać ze sobą po angielsku i rozmawiamy ze sobą po polsku, bo to jest śmieszne. Uważam, że to jest śmieszne. Ciekaw jestem, czy takie coś też jest w Niemczech, w Hiszpanii. Jak Brytyjczyk robi zakupy, załóżmy we Francji - czy on używa języka francuskiego? Czy przyjeżdżając do Francji przestawia się automatycznie na perfekcyjny francuski i rozmawia po francusku w sklepie? Wątpię. Jest to niemożliwe.

Zobacz list Ambasadora Witolda Sobkowa do kierownictwa Lidla