Ruch lotniczy w zachodniej części Stanów Zjednoczonych powoli wraca do normy. To po tym, jak w nocy na lotnisku w Los Angeles wstrzymano loty. Powodem był fałszywy alarm i panika, jaka wybuchła na terminalu.

Ruch lotniczy w zachodniej części Stanów Zjednoczonych powoli wraca do normy. To po tym, jak w nocy na lotnisku w Los Angeles wstrzymano loty. Powodem był fałszywy alarm i panika, jaka wybuchła na terminalu.
zdjęcie ilustracyjne /Paweł Żuchowski /Archiwum RMF FM

Jak informuje korespondent RMF FM Paweł Żuchowski, prawdopodobnie podczas załadunku jednego z samolotów, o ziemię uderzyła skrzynia. Hałas przez niektórych został odebrany jak wystrzał z pistoletu. Niektórzy pasażerowie zaczęli uciekać w popłochu, inni rzucili się na ziemię.

Na Twitterze pojawiły się informacje o strzelaninie. Do akcji ruszyła policja. Kiedy na miejscu pojawiło się wielu funkcjonariuszy ci, którzy początkowo zachowali zimną krew też ruszyli do ucieczki. Tak wybuchła panika.

Media obiegła informacja o strzelaninie. Po przeszukaniu lotniska okazało się, że nie ma tam nikogo uzbrojonego i że nie doszło do żadnej niebezpiecznej sytuacji.

Całe zamieszanie spowodowało jednak spore opóźnienia. Samoloty nie lądowały i nie startowały z Los Angeles.

APA