Trzydzieści tysięcy ludzi protestuje przeciw inwestycji, która z założenia ma uczynić ze Stuttgartu "komunikacyjne serce Europy". Nowa podziemna stacja kolejowa ma kosztować 4 miliardy euro. Inwestycja "Stuttgart 21" stoi jednak pod znakiem zapytania, bo mieszkańcy miasta boją się o bezpieczeństwo stojących w pobliżu dworca domów.

Protesty trwają od miesięcy, ale dopiero teraz w tak ogromnej sile. Policja chwilami traci kontrolę nad wydarzeniami. Ludzie domagają się dymisji burmistrza, aktywiści wdzierają się na burzony budynek, tłumy oblegały też siedzibę lokalnych władz.

I w tym chyba główna nadzieja demonstrantów, bo tylko politycy, którzy mogą bać o reelekcję, są w stanie zatrzymać budowę. Na razie jednak nie przyjmują argumentów, że koszty są ogromne, a budowa może zagrozić wielu pobliskim budynkom. Nie przekonuje ich nawet groźba powstania dziury w ziemi, do której mogą obsunąć się domy.