​Blisko siedmiu milionom Rosjan grozi zakaz wyjazdu za granicę. Zakaz nie ma jednak nic wspólnego z polityką, rosyjską opozycją czy krytyką władz. Powodem są długi i niezapłacone mandaty oraz grzywny.

Obecnie 2,5 miliona Rosjan nie może opuszczać kraju. Liczba dłużników, nazywanych "niewyjezdnymi", rośnie jednak lawinowo. W tym roku to blisko 3 miliony nowych osób, a komornicy, którzy w Rosji są funkcjonariuszami państwowymi, łapią dłużników na lotniskach i dworcach. Rosjanie reagują różnie: niektórzy ze zrozumieniem, inni twierdzą, że nikomu niczego nie są winni - mówi jeden z komorników.

Decyzje o zakazie wyjazdu podejmują sądy, ale Rosjanin, który na lotnisku dowiaduje się, że nie zostanie wypuszczony z kraju, może na miejscu zapłacić dług. Taka praktyka stosowana jest w Moskwie. W innych miastach długi najlepiej spłacić 3 tygodnie przed planowanym wyjazdem.

Rosja ma obecnie bardzo rozwinięte systemy informacyjne, służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo, podatki czy cudzoziemców. Wszystkie mają jedną wspólną bazę komputerową. Stąd Federalna Służba Bezpieczeństwa ochraniająca granicę podczas kontroli paszportowej od razu "widzi dłużnika". Niemniej analitycy, jak Siergiej Chiestanow, twierdzą, że 7 milionów "niewyjezdnych" to żaden problem.

Nic w tym dobrego, ale nie ma co dramatyzować. U większości te długi to nie są spore sumy. Niektórzy w ogóle o nich nie wiedzą - niestety tak bywa. Jeżeli spojrzeć na sytuację w rozwiniętych krajach, to tam wcale procent dłużników nie jest radykalnie mniejszy. Tam zresztą działa od wielu lat procedura obywatelskiego bankructwa. U nas taka ustawa została przyjęta niedawno, praktyka sądowa jest mizerna. I za pewien czas u nas dłużników będzie mniej. A teraz nie sądzę, by to miało znaczący wpływ na gospodarkę - przekonuje Chiestanow.

W Rosji o tej sprawie zrobiło się głośno, bowiem władze ogłosiły polowanie na dłużników. Wyjawieni mają być wszyscy, którzy zalegają z opłatami powyżej 30 tysięcy rubli i po decyzji sądów trafią na listę "niewyjezdnych".

(ł)