Sceny jak z "Ptaków" Hitchcocka rozgrywają się w belgijskiej Ostendzie - mewy atakują turystów odwiedzających ten słynny kurort. Burmistrz miasta nazywa agresywne ptaki "morskimi szczurami" i wypowiada im wojnę.

Nie pomagają już mandaty wysokości 250 euro za karmienie mew. Ptaki przeniosły się do miasta i zdarza się, że dziobią turystów i wyrywają im z rąk kanapki. Codziennie zdarza się, że mewa zaatakuje któregoś z klientów - mówi kobieta pracująca w budce z owocami morza. Matki odganiają mewy od wózków w obawie o swoje maleństwa. Zdenerwowani są nie tylko turyści, ale i mieszkańcy miasta. Mewy niszczą wszystko, rozrywają kosze na śmieci - mówi jeden z nich.

Walka z mewami uprzykrzającymi życie mieszkańców i turystów jest trudna, bo ptaki te są pod ochroną. Będziemy musieli zwrócić się do władz Unii Europejskiej o czasowe zniesienie ochrony, tak aby dokonać niezbędnego odstrzału - proponuje jeden z polityków, Rudy Boome. Dodaje, że należy niszczyć jaja mew, by nie dopuścić do ich dalszego rozmnażania się.

Belgowie mają też inne, mniej radykalne pomysły na walkę z uciążliwymi ptakami. Miasto zamierza odstraszać mewy przy pomocy latawców przypominających jastrzębie. Inny sposób to wypuszczanie w może tratw z jedzeniem, które zachęciłyby mewy do powrotu do ich naturalnego środowiska.