W Luizjanie, Alabamie, Mississippi i na Florydzie coraz częściej krytykuje się władze federalne, które dopiero tydzień po zatonięciu platformy ogłosiły stan poważnego zagrożenia. Rządowi zarzuca się również, że ukrywał prawdziwe dane o skali wycieku - mówiono o 750 tys. litrów ropy. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że do wody przedostaje się 3 razy więcej surowca. Ostatnie dane mówią nawet o 100 tysiącach baryłek ropy dziennie.

Plama ropy powoduje większe zniszczenia niż huragan Katrina, który 5 lat temu spustoszył okolice Nowego Orleanu. Amerykański rząd skierował już nad Zatokę Meksykańską tysiące żołnierzy, którzy mają próbować zneutralizować niebezpieczny wyciek. Groźba największej w historii USA katastrofy ekologicznej nadal jednak jest realna.

Przez plamę ropy tracą pracę

Rybacy, którzy z trudem odbudowali swoją flotę, dziś stoją przed widmem utraty pracy. Wyciek zagraża łowiskom owoców morza, które trafiają stąd nie tylko na amerykańskie stoły. Na razie nie wiadomo, kiedy znów będą mogli łowić.

Do Hopedale nad Zatoką Meksykańską, gdzie jest specjalny wysłannik RMF FM Paweł Żuchowski, plama ropy jeszcze nie dotarła, ale ogłoszono już zakaz połowów. Kutry cumują w kanałach prowadzących do zatoki. Te - często prymitywne - porty są zablokowane, bo ustawiono zapory. Trwa wielkie oczekiwanie.

John, z którym rozmawiał nasz korespondent, ma trzy łodzie. Przez wyciek ropy dziennie traci nawet 10 tysięcy dolarów. Nie mam teraz pracy, nie robię interesów i tak będzie, dopóki to nie zostanie usunięte. W tej chwili wygląda to naprawdę niewesoło - mówi.

Rybaków, którzy znaleźli się w takiej sytuacji jak on, w Luizjanie, Alabamie, Mississippi i na Florydzie, są tysiące. To dotyka wszystkich ludzi, którzy żyją w tym rejonie, ale też tych, którzy żyją daleko stąd, ponieważ wyciek będzie mieć wpływ na ceny benzyny i na przemysł związany z przetwórstwem owoców morza. Tak więc ma to ogromny wpływ na życie ludzi, zwłaszcza tutaj - mówi rybak, który pozostał bez pracy.

"Obama zobaczy plamę. Ale po co?"

Kiedy Barack Obama zapowiedział, że dziś pojawi się w miejscu zagrożenia, ludzie zaczęli zadawać pytanie "po co?!". Nie oczekują na amerykańskiego prezydenta, bo twierdzą, że jego wizyta będzie tylko przeszkadzać ratownikom. Okoliczni mieszkańcy mówią, że to nie czas, ani miejsce na działania z zakresu marketingu politycznego.

Co on może zrobić, jeśli tu przyjedzie? Nic, poza tym, że popatrzy. Jakiej pomocy oczekujemy? Nie jestem pewien, chciałbym po prostu móc wrócić do pracy, to pomoże - mówi jeden z miejscowych rybaków.

Cała nadzieja w Bogu i… pogodzie

Gromadzimy się tu, żeby wspólnie się wspierać modlitwą, ponieważ nie wiemy, co się wydarzy. To nie jest formalne nabożeństwo, raczej nieformalne. Ludzie mają przy okazji możliwość, by wyrazić swoje osobiste potrzeby i rzeczy, za które powinniśmy się modlić - mówią. Dziś intencja modlitw jest tylko jedna - by Bóg zmienił kierunek wiatru i plama ropy odpłynęła. To kompletna katastrofa, ale wierzę, że z pomocą przyjdzie nam pogoda i będziemy mogli zawalczyć - dodaje jeden z zebranych.