10 osób zostało rannych, w tym dwie ciężko, podczas zamieszek w niewielkim, holenderskim miasteczku Haren. Mieszkająca tam 16-latka zorganizowała imprezę urodzinową i napisała o niej na Facebooku. Przez nieostrożność nie zaznaczyła jednak, że ma ona charakter prywatny. Do Haren zjechało więc kilka tysięcy nieproszonych gości. W nocy doszło tam do strać z policją.

Urodziny Marthe okazały się prawdziwym koszmarem. Przez kilka godzin w sennym zazwyczaj miasteczku panował kompletny chaos. Młodzież mimo barierek i policyjnego kordonu przedostała się pod dom nastolatki. Na szczęście dziewczyna wraz z rodziną została już wcześniej ewakuowana.

Chuligani demolowali auta, wdzierali się do ogrodów sąsiadów, niszcząc wszystko po drodze. Podpici imprezowicze odpalali race w kierunku policjantów, rzucali w nich butelkami, rowerami i kamieniami. Aresztowano około 20 osób. Poczucie chaosu potęgowały trudności z komunikacją. Sieć dwóch operatorów telefonii komórkowej nie wytrzymała przeciążenia i przez dłuższy czas nie dało się rozmawiać przez komórki.

Policja ma nagrania video z zajść i będzie identyfikować sprawców. Burmistrz Rob Batsi powiedział, że to był "najgorszy scenariusz", który był brany pod uwagę. Mimo wielkiej mobilizacji i użycia specjalnych oddziałów konnej policji sytuację udało się opanować dopiero po północy. Funkcjonariusze podstawili specjalne autobusy, by odwozić nieproszonych gości do sąsiedniego miasta - Groningen. Zamknęli też wszystkie wjazdy z autostrady A28 do Haren, by powstrzymać dalszy napływ ludzi.