Rządzący Afganistanem Talibowie zapowiedzieli, że rozmieszczą dodatkowo 8 tysięcy żołnierzy wzdłuż granicy z Uzbekistanem. Taka decyzja zapadła po tym, jak Stany Zjednoczone zdecydowały się na wysłanie do Uzbekistanu około tysiąca swoich żołnierzy. Pierwsze amerykańskie samoloty wylądowały w byłej republice radzieckiej wczoraj.

Również Australia odrzuciła propozycję Talibów dotyczącą ewentualnego uwolnienia 8 obcokrajowców, w tym dwóch Australijczyków, którzy zostali aresztowani w Afganistanie pod zarzutem propagowania chrześcijaństwa. Talibowie żądali w zamian zaprzestania grożenia Afganistanowi wojną. "Nie możemy pozwolić, by Talibowie wykorzystali tę sytuację" - stwierdził stanowczo australijski premier John Howard. Wcześniej tę propozycję Talibów stanowczo odrzuciły Stany Zjednoczone. Pakistańskie władze coraz bardziej obawiają się aktów terroru w odpowiedzi na planowany atak odwetowy na Afganistan. Do Islamabadu przylecieli tureccy specjaliści od zabezpieczenia antyterrorystycznego, doświadczeni w walce z organizacjami ekstremistycznymi. W Pakistanie wciąż zwiększane są środki bezpieczeństwa, po tym jak wywiad wojskowy kilkakrotnie ostrzegł przed zamachami, jako odpowiedzią islamskich fundamentalistów. Policja i armia w bezprecedensowy sposób chronią potencjalne cele ataków. Islamabadzka dzielnica ambasad to już po prostu twierdza. Kolejne punkty kontrolne, druty kolczaste i uzbrojeni żołnierze – to tutaj już codzienność. Jeżeli zaatakują Afganistan będziemy walczyć, głosi w Islamabadzie kilkadziesiąt fundamentalistek islamskich. Na demonstracje przyniosły z sobą transparenty, na których było napisane – „Stop żydowskiemu terroryzmowi w Waszyngtonie i Nowym Jorku” lub „to żydzi odpowiadają za te zbrodnie, a teraz cieszą się, że muzułmanie są za nie posądzani”. Kobiety domagały się również przedstawienia dowodów winy Osamy bin Ladena. Również Pakistan – ostatni kraj utrzymujący stosunki z reżimem Talibów – zapowiedział, że żadna delegacja więcej nie pojedzie do Kabulu.

Amerykański prezydent George W. Bush ostrzegł tymczasem Talibów, że czas na wydanie Osamy bin Ladena kończy się. W sobotnim przemówieniu do narodu potwierdził równocześnie obietnice pomocy humanitarnej dla mieszkańców Afganistanu. Bush prowadził konsultacje z sekretarzem obrony USA Donaldem Rumsfeldem, który powrócił właśnie z podróży po sojuszniczych krajach Bliskiego i Środkowego Wschodu. Trwa wciąż gromadzenie sił wokół Afganistanu i administracja podkreśla oficjalnie, że od Sojuszników uzyskała poparcie, które było jej niezbędne. Coraz więcej jednak wskazuje na to, że Amerykanie na pomoc nie będą liczyć i przeprowadzą operację po swojemu. Jak pisze dziś „The Washington Post”, pozwoli im to uniknąć ograniczeń celów ataków, wymuszonych przez sojuszników, tak jak chociażby podczas operacji w Kosowie, czy wojnie przeciwko Saddamowi Husejnowi. Ponieważ koalicję do walki z terroryzmem są płynne, jak sami Amerykanie przyznają, mogą się zmieniać w zależności od bieżącego celu misji. Administracja zdaje się przychylać do opinii, że im mniej oficjalnych sojuszników, tym mniej zobowiązań i ograniczeń. A decyzję należy podjąć natychmiast – przynajmniej jeśli chodzi o pomoc żywnościową. Zima się zbliża, rozpoczyna się też święty miesiąc muzułmanów Ramadan, czas płynie coraz szybciej - nie tylko dla Talibów.

15:15