Tatiana Karacuba z Moskwy, od której bloger z Barnaułu miał dostać drastyczne zdjęcia ofiar smoleńskiej katastrofy, przerywa milczenie. Nasz korespondent otrzymał jej dwa oświadczenia. Zaprzecza w nich, że ma coś wspólnego z tymi fotografiami.

W pierwszym oświadczeniu blogerka kategorycznie odżegnuje się od swojego związku z drastycznymi zdjęciami ofiar. Poniżej fragment jego treści:

"Szanowni polscy dziennikarze,W ciągu ostatnich dni otrzymuję od was listy z naleganiami bym opowiedziała o zdjęciach ofiar smoleńskiej katastrofy, z prośbą by je sprzedać itd. Zaręczam, że nie mam nic wspólnego ze zdjęciami smoleńskiej katastrofy. Nie mam pojęcia skąd się wzięły i kto je wrzucił do internetu. Katastrofa polskiego rządu mnie nie interesuje, nie interesują mnie zdjęcia z miejsca katastrofy, mnie w ogóle ten temat nie niepokoi. To nie mój "konik" i nie mój temat. Tak więc nie mogę udzielić żadnego komentarza dotyczącego tych zdjęć. To pytania nie do mnie, a do tego, kto pisał komentarze pod zdjęciami. Przecież to jasne, że fotografowali profesjonaliści , że miejsce katastrofy było otoczone wiele kilometrów od miejsca upadku samolotu. W jaki sposób mogę skomentować tę sprawę - nie rozumiem. Czy ktoś zdecydował mnie wplątać w sprawę tych zdjęć - to nie mój problem, dlatego, że i tak nie można wyjaśnić skąd wyrastają nogi".

"Interesują mnie moje sprawy, a nie Polska i jej rząd"

Karacuba pisze dalej, że interesują ją jej własna tragedia - uważa ona, że jej były mąż kryminalista miał przy pomocy milicji na Krymie przejąć jej dom i inne nieruchomości. "Właśnie te sprawy mnie interesują , a nie Polska i jej rząd, który zginął. Zaproponowano mi przyłączyć moje artykuły do materiału o katastrofie pod Smoleńskiem, aby w końcu ktoś zwrócił uwagę na kryminalne bezprawie na Krymie".

W swoim drugim oświadczeniu Karacuba pisze, że wyciek zdjęć ofiar i ich publikacja w internecie wywołuje tylko zamieszanie w Polsce, ale jako dziennikarka może przedstawić swoją analizę sytuacji. W sześciu punktach wymienia ważne jej zdaniem fakty dotyczące smoleńskiej katastrofy i śledztwa po niej:

"Po pierwsze, należy rozumieć, kto w pierwszej kolejności jest zainteresowany w rozpowszechnianiu tych zdjęć. Oczywiście, że nie Rosja. To niezbędne samej Polsce, by ujawnić i obnażyć ślady przestępstwa. Co oznacza, że wielu Polaków nie zgadza się z działaniami polskich komitetów śledczych dotyczących wyjaśnienia przestępstwa.Po drugie, dlaczego polski rząd tak oburzyła publikacja zdjęć? Dlaczego nie jest tak oburzone istotą problemu, a dokładnie imitacją katastrofy, w rzeczywistości zaplanowanym zabójstwem polskiego rządu, jeśli wierzyć komentarzom i zdjęciom. Dlaczego przedstawiciele Polski domagają się, aby rosyjskie służby odnalazły autora zdjęć? Odpowiedź jest oczywista - polskie służby nie są w stanie same odnaleźć autora zdjęć i chcą zrobić to rękami Rosjan. Rozumieją, że autora należy szukać przede wszystkim wśród polskich przedstawicieli - ale zrobić tego sami nie są w stanie, nie wystarcza możliwości. Dlatego polskie media rozkręcają zamieszanie wokół blogerów, którzy zamieścili zdjęcia w internecie. Po trzecie, zamieszanie wokół zdjęć katastrofy jest niewygodne dla oficjalnych przedstawicieli Polski, ponieważ opublikowane zdjęcia powinny doprowadzić do dokładnego śledztwa i ekshumacji ciał poległych. Oni mówiąc o moralności żądają zablokowania zdjęć. Czyżby można było zablokować przestępstwo pod pretekstem moralności? Potworne! Wydaje się, że właśnie polski rząd powinien być zainteresowany prawdą o katastrofie. Tam gdzie nie można wykorzystać prawa, stawia się akcenty na moralność. Czy moralnie jest ukrywać koszmarne przestępstwo? Wydaje się, że wnioski blogera Antona Sizycha trafiły w dziesiątkę. Po czwarte, zdjęcia zostały opublikowane przez kogoś, nawiasem mówiąc, kiedy rozpoczęto nowe śledztwo dotyczące katastrofy i kiedy niektóre polskie służby i osoby domagały się ekshumacji. Jednak ekshumacja przeciąga się. To był dobry powód, by pokazać szokujące fotografie w internecie i tym samym nie dopuścić do decyzji o zakazie ekshumacji. Rezygnacja z ekshumacji to automatyczne przyznanie, że była to imitacja katastrofy. Nacisk strony polskiej na rosyjskie służby specjalne tylko potwierdza obecność strachu przed wyjaśnieniem tego przestępstwa. Wydawało się, że / polska strona/ powinna wykorzystać publikację zdjęć i żądać od strony rosyjskiej powtórnego dokładnego śledztwa. Co robią polscy przedstawiciele? Zamiast śledztwa żądają wykasowania z internetu zdjęć".

Karacuba chwali także działalność blogera Antona Sizycha, a później pisze: "Polskie władze rozdęły międzynarodowy skandal, przyciągnęły uwagę wszystkich krajów świata. Jednak - co jasne - Polska to nie ten kraj, z powodu którego USA będą blokować te zdjęcia w internecie. W ten sposób również pozycja polskiego rządu została umniejszona. Polskie służby specjalne pokazały swą niekompetencję i brak profesjonalizmu, pozwalając całemu rządowi, w pełnym składzie wsiąść do jednego samolotu, w tym rzecz".  


Drastyczne zdjęcia niespodziewanie pojawiły się w sieci

We wtorek polskie media ujawniły, że na rosyjskich stronach internetowych można znaleźć drastyczne zdjęcia ofiar katastrofy smoleńskiej, w tym prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Według ABW, fotografie krążą w sieci już od 28 września.

Blog, w którym opublikowano zdjęcia, prowadzony jest przez Antona Sizycha z Barnaułu, w Kraju Ałtajskim na Syberii. Można go znaleźć na najpopularniejszych portalach społecznościowych. Najczęściej występuje pod nickiem "Gorożanin iz Barnauła". Sizych nie podaje praktycznie żadnych informacji na swój temat. Wiadomo tylko, że ma 51 lat i że jest żonaty. Materiał ilustrowany fotografiami ofiar katastrofy polskiego samolotu, w tym prezydenta Lecha Kaczyńskiego, autor blogu anonsuje jako kompilację dwóch tekstów blogerki Tatiany Karacuby.

Z materiału na blogu Sizycha wynika, że wydarzenia, które rozegrały się 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem, mogły być z góry zaplanowane i mieć rytualny charakter. To samo miałoby dotyczyć wspomnianej w tej publikacji katastrofy rosyjskiego samolotu pasażerskiego Suchoj SuperJet w Indonezji w maju tego roku, zatonięcia promu "Bułgaria" na Wołdze w lipcu 2011 roku, zabójstwa dwóch dziewczynek w Sewastopolu na Krymie w lutym 2011 roku, oraz katastrofy śmigłowca Mi-8 na Ałtaju w styczniu 2009 roku.

Autor blogu nie zdradza, kto udostępnił jemu lub Karacubie te szokujące zdjęcia. W rozmowie z polskimi mediami wyjaśnia tylko, że Karacuba "otrzymała je z anonimowego źródła z Krymu".