Nagły zwrot w dochodzeniu w sprawie katastrofy samolotu Air France sprzed ponad 40 lat. Po raz pierwszy były francuski żołnierz potwierdził podejrzenia mediów, że maszyna została przypadkowo strącona przez wojskową rakietę w czasie manewrów marynarki wojennej koło Korsyki.

Według oficjalnej wersji, samolot lecący w 1968 roku z Korsyki do Nicei spadł do Morza Śródziemnego z powodu niewyjaśnionego pożaru na pokładzie. Były żołnierz, który odbywał wtedy służbę wojskową w prefekturze morskiej w Tulonie, twierdzi jednak, że przepisywał na maszynie tajny raport w sprawie katastrofy. Wynikało z niego, że w czasie manewrów marynarki wojennej, rakieta przez przypadek uderzyła w jeden z silników odrzutowca Air France.

Dowódca nakazał żołnierzowi milczenie, czemu mężczyzna się podporządkował, bo obawiał się o swoje życie. Po 43 latach zmienił jednak zdanie, bo cierpi na zaawansowaną chorobę nowotworową i według lekarzy może niedługo umrzeć.

Rodziny ofiar katastrofy żądają odtajnienia wojskowego raportu. Już wcześniej wniosły skargę przeciwko ministerstwu obrony, które oskarżają o niezamierzone spowodowanie śmierci 95 osób. Przesłuchany ma zostać między innymi obecny szef resortu Gerard Longuet, któremu skarżący zarzucają - podobnie jak jego poprzednikom - świadome ukrywanie prawdy i blokowanie ponownie wszczętego dochodzenia.