​Parlament w Belgii ukarał księcia Laurenta, brat króla Belgów. Chodzi o karę finansową za jego udział - bez zgody premiera rządu Charlesa Michela - w przyjęciu w ambasadzie Chin.

Laurent rozzłościł rząd i deputowanych ponieważ pochwalił się w sierpniu zeszłego roku na portalu społecznościowym zdjęciem z przyjęcia w chińskiej ambasadzie z okazji 90. rocznicy Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. Złamał zasadę, zgodnie z którą musi mieć zawsze zgodę premiera na kontakty zagraniczne, bo politykę zagraniczną prowadzi rząd.

Tylko 23 posłów było przeciwko ukaraniu księcia, a 93 głosowało "za". Nie przekonał deputowanych nawet emocjonalny list, w którym Laurent tłumaczył, że nawet jako dziecko był już wychowywany do tego, żeby służyć państwu i był zawsze w cieniu swojego brata, następcy tronu. Laurent wzywa posłów, żeby nie odbierali mu pieniędzy, bo - jak dowodzi - tu "chodzi o jego życie". A tak naprawdę to chodzi o 46 tys. euro, których w tym roku książę nie dostanie. Książę otrzymuje od państwa ponad 300 tys. euro rocznie.

Książę Laurent jest znany jako "enfant terrible" rodziny królewskiej i już w swoim życiu przeskrobał niejedno. Rozbija się motocyklami, nie płaci w cukierni za zamówiony tort, ma różne podejrzane kontakty i niewyparzony język. Jest skłócony z rodziną królewską, nie lubi się fotografować z rodziną. Już kiedyś o mało co nie spowodował dyplomatycznego faux pas, gdyż przyjął zaproszenie na spotkanie zwolenników prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdogana. W ostatniej chwili spotkanie to jednak udaremniono.

(az)