Hillary Clinton naruszyła zasady, używając w celach służbowych prywatnej skrzynki mailowej i prywatnego serwera, gdy była szefową amerykańskiej dyplomacji - wykazał niezależny wewnętrzny audyt w Departamencie Stanu USA. Związany z tym skandal, który wybuchł półtora roku temu, położył się cieniem na kampanii Clinton, która jest faworytką w wyścigu o nominację Demokratów w tegorocznych wyborach prezydenckich. Najnowsze doniesienia sprawiły, że była sekretarz stanu ponownie znalazła się w ogniu krytyki.

Hillary Clinton naruszyła zasady, używając w celach służbowych prywatnej skrzynki mailowej i prywatnego serwera, gdy była szefową amerykańskiej dyplomacji - wykazał niezależny wewnętrzny audyt w Departamencie Stanu USA. Związany z tym skandal, który wybuchł półtora roku temu, położył się cieniem na kampanii Clinton, która jest faworytką w wyścigu o nominację Demokratów w tegorocznych wyborach prezydenckich. Najnowsze doniesienia sprawiły, że była sekretarz stanu ponownie znalazła się w ogniu krytyki.
Hillary Clinton /PAUL BUCK /PAP/EPA

Z ogłoszonego raportu inspektora generalnego Departamentu Stanu wynika, że wbrew zaleceniom obowiązującym rząd federalny Clinton, stojąc na czele resortu w latach 2009-13, używała do celów służbowych serwera clintonemail.com, umieszczonego w piwnicy jej nowojorskiego domu. W dokumencie podkreślono, że nigdy nie ubiegała się o zgodę na to ze strony służb odpowiedzialnych za cyberbezpieczeństwo amerykańskiej administracji. Zresztą gdyby się ubiegała, to nie dostałaby pozwolenia, ponieważ maile na tym serwerze nie były odpowiednio zabezpieczone przed ingerencją z zewnątrz i byłoby to wbrew zasadom.

Raport głosi ponadto, że kiedy dwaj informatycy niskiego szczebla, pracujący w resorcie w 2010 roku, próbowali zwrócić uwagę na niewłaściwy sposób, w jaki sekretarz stanu korzysta z prywatnej skrzynki, usłyszeli od zwierzchnika, by już nigdy więcej nie podnosili tej kwestii i że prawnicy Departamentu Stanu zgodzili się na to. Inspektor generalny nie znalazł jednak żadnego dowodu, że taka zgoda rzeczywiście została udzielona.

Niezależnie od wewnętrznego audytu w Departamencie Stanu FBI prowadzi dochodzenie, czy używanie przez Clinton prywatnej skrzynki i serwera do celów służbowych naraziło na szwank tajemnice państwowe. Własne dochodzenie, które ma wykazać, czy polityk nie złamała prawa, prowadzi także Departament Sprawiedliwości.

Sama Clinton przyznała w kampanii, że to, co robiła, było błędem, i za niego przeprosiła. Równocześnie zapewniała, że nigdy nie wysłała ani nie otrzymała na prywatny adres maili oznaczonych jako tajne lub poufne. Podkreślała także, że nie złamała prawa.

Później jednak wewnętrzne rządowe dochodzenie ujawniło, że wiele wysłanych przez nią maili zawierało poufne informacje. Z ogólnej liczby 30 tysięcy wiadomości, jakie przekazała w następstwie skandalu do dyspozycji Departamentu Stanu, około dwóch tysięcy zaklasyfikowano po fakcie jako poufne, 65 jako tajne, a 22 jako ściśle tajne.

Upubliczniony właśnie raport z audytu powstał na skutek skandalu z Hillary Clinton w roli głównej, ale objął także czas urzędowania trojga poprzednich sekretarzy stanu i obecnego szefa amerykańskiej dyplomacji Johna Kerry'ego. Wszyscy - poza Clinton - byli przesłuchiwani przez urzędników inspektora generalnego. Okazało się, że także za ich kadencji były nieprawidłowości z wdrożeniem w resorcie zasad bezpieczeństwa komunikacji elektronicznej i że dotyczyło to również urzędników najwyższego szczebla.

Jest jasne, że departament mógł lepiej chronić maile sekretarzy stanu i wysokich urzędników w paru poprzednich administracjach - przyznał obecny rzecznik resortu Mark Toner. Dodał, że zalecenia dotyczące cyberbezpieczeństwa sformułowane na skutek audytu zostały wdrożone już wcześniej.

Toner stwierdził również, że urzędnicy Departamentu Stanu wiedzieli, że Clinton używa prywatnej skrzynki w sprawach służbowych, ale nie mieli świadomości, że dzieje się to na tak dużą skalę.

Na tej podstawie rzecznik Clinton Brian Fallon ocenił, że raport obala krytykę kandydatki wyrażaną przez jej politycznych adwersarzy. Wbrew fałszywym teoriom wysuwanym od pewnego czasu raport stwierdza, że urzędnicy w Departamencie Stanu wiedzieli, że używa ona osobistej skrzynki pocztowej, a także, że nie ma dowodu na włamanie do serwera sekretarz stanu - podkreślił. Jego zdaniem, Clinton postępowała tak samo, jak szefowie dyplomacji USA przed nią.

Również w środę pochodzący z Rumunii haker Marcel Lazar znany jako "Guccifer", który ujawnił istnienie prywatnego serwera pocztowego Hillary Clinton, przyznał się przed sądem w Wirginii do uprawiania hackingu w internecie. Wcześniej opowiadał w wywiadach, jak łatwo włamał się na serwer clintonemail.com, czego jednak nie potwierdzili przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości. Wyrok ma zapaść 1 września.

(edbie)