Rząd Stanów Zjednoczonych wezwał serbskie władze, by zapewniły ochronę amerykańskiej ambasadzie w Belgradzie. Grupa manifestantów wdarła się do niechronionej placówki, część budynku spłonęła. Jeden z demonstrantów zdarł z masztu flagę Stanów Zjednoczonych i wywiesił sztandar Serbii. O zachowanie spokoju zaapelował do rodaków prezydent Serbii Boris Tadić.

Jesteśmy w kontakcie z rządem serbskim, by się upewnić, że dokłada on należytych starań w celu wypełnienia swych zobowiązań międzynarodowych w zakresie ochrony placówek dyplomatycznych - oświadczył rzecznik Departamentu Stanu USA Sean McCormack.

Na ulicach Belgradu - przeciwko niepodległości Kosowa - protestuje kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Ponad 30 osób zostało rannych. Większość to policjanci. Tłum zaatakował też ambasady Chorwacji, Turcji i Bośni.

W wielu serbskich miastach zaatakowano też biura Liberalnej Partii Demokratycznej. Jej przywódca Czedomir Jovanović uznaje niepodległość Kosowa i widzi w niej szansę na lepszą przyszłość Serbii. W opublikowanym liście otwartym przedstawiciele ugrupowania stwierdzają, że są przekonani, iż za atakami stoją organy państwa.

Według Adama Balcera z Ośrodka Studiów Wschodnich, który jest na Bałkanach, kolejne ataki są bardzo prawdopodobne:

Kosowo odłączyło się od Serbii w ostatnią niedzielę. W czwartek jego niepodległość uznały Włochy, Estonia i Luksemburg. Polski rząd uczyni to najprawdopodobniej we wtorek - zapowiedział szef klubu Platformy Obywatelskiej Zbigniew Chlebowski:

Rząd miał uznać niepodległość Kosowa w tym tygodniu, ale wstrzymał się - jak relacjonował premier Donald Tusk - na prośbę prezydenta Lecha Kaczyńskiego.