Profesor Aleksander Wolszczan jest wymieniany wśród głównych kandydatów do tegorocznej Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki, która zostanie przyznana we wtorek.

Jak pisze niedzielny sztokholmski dziennik "Dagens Nyheter", polski astronom może otrzymać Nobla za odkrycie pierwszego pozasłonecznego układu planetarnego. Razem z Wolszczanem kandydatami do nagrody jest trzech astrofizyków: Kanadyjczyk Dale Frail oraz dwóch Szwajcarów Michel Mayor i Didier Queloz, którzy dokonali podobnych obserwacji.

Zgodnie z regulaminem Nagrodę Nobla można podzielić między maksimum trzech laureatów.

Prof. Aleksander Wolszczan ma 62 lata. W 1969 r. ukończył astronomię na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika. Cztery lata później wyjechał na staż do Instytutu Radioastronomii Maksa Plancka w Bonn. W 1975 na macierzystej uczelni uzyskał stopień doktora fizyki za pracę poświęconą pulsarom. Od 1982 roku na stałe pracuje za granicą. Obecnie wykłada na toruńskiej uczelni i na Uniwersytecie Stanowym Pensylwania (USA).

We wrześniu 1990 roku za pomocą radioteleskopu w Arecibo (Portoryko) odkrył pierwsze 3 planety poza Układem Słonecznym, krążące wokół pulsara PSR 1257+12 w konstelacji Panny. Odkrycie oficjalnie zaprezentowano dwa lata później. Wówczas też otrzymał za to Nagrodę Fundacji na rzecz Nauki Polskiej.

Pismo Nature uznało jego odkrycie w 1994 roku za jedno z najważniejszych z dziedziny fizyki. W 1996 roku otrzymał nagrodę Beatrice M. Tinsley Prize z rąk Amerykańskiego Towarzystwa Astronomicznego (American Astronomical Society). Postanowieniem prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego z dnia 11 listopada 1997 roku, za wybitne zasługi dla nauki polskiej, został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

W lutym 2005 roku na konferencji w Aspen w Kolorado ogłosił, że wraz z Maciejem Konackim odkrył jeszcze czwartą planetę w tym układzie.

W maju 2007 roku wraz z grupą polskich astronomów kierowaną przez Andrzeja Niedzielskiego odkrył planetę HD 17092 b krążącą wokół gwiazdy HD 17092. Do tego celu użyto teleskopu Hobby-Eberly w Teksasie.

We wrześniu głośna stała się sprawa jego współpracy ze specsłużbami PRL. Naukowiec przyznał, że na początku lat 70. "nieopatrznie zgodził się na kontakty z SB". Zapewnił jednocześnie, że swoją współpracą nie skrzywdził żadnych ludzi, ani nie zaszkodził "Solidarności".