Ceramicy, szklarze czy tapicerzy nie zginęli! A przynajmniej – nie na warszawskim Żoliborzu. Blisko 30 miejsc z usługami tradycyjnych rzemieślników zaznaczono na mapie warszawskiego Żoliborza. Plan „Szlakiem Mistrzów Żoliborza” przygotowało Stowarzyszenie Miasto Jest Nasze.

Ceramicy, szklarze czy tapicerzy nie zginęli! A przynajmniej – nie na warszawskim Żoliborzu. Blisko 30 miejsc z usługami tradycyjnych rzemieślników zaznaczono na mapie warszawskiego Żoliborza. Plan „Szlakiem Mistrzów Żoliborza” przygotowało Stowarzyszenie Miasto Jest Nasze.
wymierające zawody /Franciszek Wiegand /PAP

Na kolorowym planie zaznaczono punkty grawerskie, tapicerskie czy zegarmistrzowskie. Chodzi o zaznajomienie starych i nowych mieszkańców dzielnicy z lokalizacjami zakładów i zwrócenie uwagi na trudną sytuację rzemieślników oraz próbę zmiany tego trendu – mówi Karol Perkowski, rzecznik stowarzyszenia, które wydało mapę.

Szlakiem Mistrzów Żoliborza - zobacz mapę

Dlaczego „Mistrzowie Żoliborza”? To odwołanie do stopnia mistrzowskiego, czyli najwyższej możliwej rangi do zdobycia w różnych cechach – uzupełnia Perkowski.

Mistrzyni Krawiectwa – Barbara Kraińska

Najwięcej niszowych zakładów na Żoliborzu jest przy Mickiewicza i Słowackiego. To tam zajrzeliśmy do zakładu krawieckiego Pani Basi. Dziś 60-latka tylko wspomina czasy krawiectwa ciężkiego, czyli szycia wierzchniej odzieży na miarę. Teraz zajmuje się głównie przeróbkami, choć wciąż poprawia, gdy ktoś mówi o niej krawcowa. Krawcowych jest dużo, ale krawiectwo ciężkie czy lekkie upada. W Warszawie jest już niewiele osób, które szyją na miarę. Zaledwie kilka. Takie szycie to rzeźba! – mówi pani Barbara. Wcześniej prowadziła zakład razem z mężem. Po jego śmierci sama działa w punkcie krawieckim przy Słowackiego. Stoi tu kilka starych maszyn do szycia, a na frontowym parapecie jest kilka żelazek. Także to „z duszą”, czyli z żelazną sztabką, która trzymała ciepło, zanim wynaleziono prąd. Wśród dawnych eksponatów jest także żelazko… na węgiel! Jestem przygotowana na wojnę – uśmiecha się pani Basia. Gdyby w Warszawie zabrakło prądu, to żelazko byłoby bezcenne! – dodaje. Na ścianach jest też sporo dyplomów i wieszaków ze świeżo przygotowanymi ubraniami. 

Mistrz kaletnik – Janusz Michalik

Kaletnik jest kilkadziesiąt metrów dalej. Przyjmuje w podpiwniczeniu jednej z kamienic. Tu ściany zdobi także kolekcja dyplomów. Na ścianie jest też wielka mapa „Szlakiem Mistrzów Żoliborza”. To jeden z dwóch kaletników w dzielnicy. Ale jak przyznaje pan Janusz – w stronę Huty (na Bielanach) nie ma już żadnego kaletnika. Gdy pytamy dlaczego takich punktów jest coraz mniej, pan Janusz odpowiada z uśmiechem: to już starzy ludzie, niech pan zobaczy jak ja wyglądam! Nie chwaląc się metryką, kaletnik ze Słowackiego dodaje, że na Żoliborzu pracuje już 48 lat. A pracuje tą samą technologią. Zmieniły się tylko narzędzia czy kleje. Podobnie jak u Pani Basi – także u niego jest jednak więcej napraw, niż produkcji. I podobnie jak u pani Basi – naszą rozmowę przerywają klienci. Jedna z klientek odebrała naprawioną torebkę – po niecałej godzinie od zostawienia do naprawy. Przyznała, że u pana Janusza jest pierwszy raz, ale do tego punktu przychodziła jeszcze jej matka. 

Zegarmistrz – Mirosław Kowol

Obok jest jeden z trzech zegarmistrzów. Ten punkt powstał w 1949 roku. Od tego czasu jest nieprzerwanie w tym samym miejscu. Obok ściany pełnej zegarów – jest też czarno-białe zdjęcie pierwszego właściciela. Podobnie jak sąsiadujący z nim kaletnik – zegarmistrz narzeka na napływ chińszczyzny, która zabija krajową i rzetelną produkcję. Ale ludzie mają jeszcze nakręcane zegary, a my jesteśmy tu z miłości do tego zawodu – przyznaje pan Marek, który skromnie wyjaśnia, że nie jest właścicielem, a tylko pracownikiem zakładu. Zaprasza, gdy będzie szef. Bo szef będzie mógł powiedzieć jeszcze więcej. W tej okolicy było dawniej o wiele więcej zegarmistrzów; w pobliżu była nawet szkoła zegarmistrzowska. Miłość do zegarów w zakładzie przy Słowackiego słychać teraz w nierównych taktach kilkudziesięciu kwadratowych pudełek. Ale wszystkich nie nakręcamy, bo cały dzień zajmowałoby ich nakręcanie – wyjaśnia z uśmiechem pan Mirek. Koncert jest, gdy zaczynają bić – dodaje. 

Stowarzyszenie Miasto Jest Nasze nie wyklucza, że mapy „Szlakiem Mistrzów…” powstaną też dla innych dzielnic Warszawy. 

(dp)