Porozumieniem w sprawie ograniczenia emisji gazów cieplarnianych zakończyła się w Bonn konferencja ministrów środowiska blisko 180 państw świata. Mimo, że do tak zwanych protokołów z Kyoto nie chcą przystąpić Stany Zjednoczone - odpowiedzialne za wypuszczanie do atmosfery jednej trzeciej niebezpiecznych gazów, to sukces i tak jest niepodważalny.

Porozumienie z Kyoto z przyjętymi poprawkami zakłada miedzy innymi, że kraje uprzemysłowione oraz te, z gospodarką w stanie przejściowym do 2012 roku ograniczą emisję gazów cieplarnianych o nieco ponad 5 procent. Dodatkowo państwa, posiadające znaczną ilość lasów lub inwestujące w energię atomową będą miały prawo do mniejszej redukcji. Przyjęto również punkty rozwiązujące problemy finansowe – chodzi o zobowiązania poszczególnych krajów co do opłat za emisje gazów trujących. Na razie nie rozwiązano jednak problemu karania. Tymczasem przyjęciu porozumienia z Kyoto cały czas przeciwstawiają się Stany zjednoczone. Kraj ten podkreśla, że nie wypiera się wprawdzie odpowiedzialności za to co dzieje się z klimatem ale nie chce przystać na postanowienia z Kyoto, bo może się to okazać szkodliwe dla gospodarki USA, dla której głównym źródłem energii pozostaje wciąż węgiel i ropa. Stany Zjednoczone sprzeciwiają się także wyłączeniu z układu krajów rozwijających się – przed wszystkim Indii i Chin. W ten sposób, ich zdaniem, układ staje się mało efektywny. Administracja Busha zapowiedziała jednak, że dokładnie zapozna się z problemem ocieplenia klimatu, przeznaczy duże pieniądze na badania naukowe i przygotuje propozycje środków zaradczych innych niż ustalenia z Kyoto. Porsja społeczności międzynarodowej na USA jest tak duża że efekty tych prac powinny być już znane na kolejnej, październikowej konferencji klimatycznej w Maroku. Tymczasem naukowcy twierdzą, że taki "rozchwiany" klimat z anomaliami pogodowymi czeka nas jeszcze przez najbliższe 50 lat. Dopiero w połowie XXI wieku można spodziewać się pewnego ochłodzenia.

Foto: Archiwum RMF

08:30