"Funkcjonariusze starali zachować się bardzo kulturalnie w stosunku do byłej minister, polityka. To ich kosztowało zarzut i wyrok sądu" - mówił Zbigniew Ziobro po tym, jak były oficer ABW Grzegorz S. został skazany za niedopełnienie obowiązków w czasie zatrzymywania Barbary Blidy. "Prokuratorzy słusznie podejmowali śledztwo i decyzję o postawieniu zarzutów Barbarze Blidzie" - podkreślił minister sprawiedliwości i prokurator generalny za czasu rządów Prawa i Sprawiedliwości.

Ziobro stwierdził, że funkcjonariusze ABW zatrzymujący Barbarę Blidę starali się, mimo nagonki prowadzonej wobec służb "dochować wszelkich standardów osobistej kultury i grzeczności do byłej pani minister". Gdyby zachowali się normalnie, jak w stosunku do każdego obywatela, to użyliby kajdanek, bo tak przewidują przepisy i dochowaliby wszelkich wymogów, czyli zrobiliby bardzo dokładne przeszukanie - podkreślił lider Solidarnej Polski. Starali się zachować z kurtuazją i skończyło się to wyrokiem. Ten wyrok nie wskazuje, że była jakakolwiek zła wola - dodał.

Według Ziobry, wtorkowy wyrok sądu potwierdza, że sprawa Blidy nie miała politycznego tła. Były minister sprawiedliwości podkreślił, że nigdy nie dopatrzono się nacisków albo niewłaściwości w działaniach prokuratury prowadzącej śledztwo w związku z podejrzeniem korupcji, jakiej miała się dopuścić Blida.

Opinii lidera Solidarnej Polski nie podziela Ryszard Kalisz - poseł niezrzeszony, który w ubiegłym roku kierował sejmową komisją śledczą badającą okoliczności śmierci Blidy. Parlamentarzysta podkreślił, że do samego wyroku nie ma zastrzeżeń, jednak jest zdania, że Grzegorz S. to niejedyna osoba, która powinna w tej sprawie odpowiadać. Wyrok jest taki, jaki był akt oskarżenia. Prokuratura sformowała akt oskarżenia z wnioskiem 1 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu, także co do wyroku nie mam tutaj żadnych zastrzeżeń - powiedział. Zaznaczył, że ma zastrzeżenia do prokuratury w sprawie całego śledztwa wyjaśniającego śmierć Blidy. Od kwietnia 2007 roku do końca rządów PiS był czas na zacieranie śladów. Komisja śledcza stwierdziła, że tam były zacierane ślady, jednak nikt tego nie bada. Mało tego - tam był też inny funkcjonariusz, który był kierowcą kamerzystki, który był od samego początku do końca. Nie był tam oficjalnie, a był: kontaktował się, dzwonił. Jego działalności też nikt nie bada - podsumował.