"Minister Władysław Kosiniak-Kamysz kompletnie nas nie rozumie. Protest się nie skończy!" - zapowiedzieli rodzice niepełnosprawnych dzieci po niedzielnej konferencji szefa resortu pracy i polityki społecznej. W poniedziałek do protestujących dołączyć mają kolejne osoby.

Protestującym w Sejmie rodzicom dzieci niepełnosprawnych przede wszystkim zależy na podniesieniu świadczeń z 820 złotych do poziomu płacy minimalnej, czyli do ponad 1600 złotych.

To dotyczy osób, które musiały zrezygnować z pracy, żeby zająć się dziećmi.

Rząd co prawda obiecał te podwyżki, ale rozłożone w czasie. Wedle zapowiedzi, od 1 maja świadczenie miałoby wzrosnąć do 1 tys. zł netto, od 1 stycznia 2015 r. do 1200 zł, a od 2016 r. do wysokości płacy minimalnej brutto.

Minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz tłumaczył na niedzielnej konferencji prasowej, że na przyspieszenie tych działań nie ma pieniędzy.

To jest propozycja zgłoszona przez nas, oparta o racjonalne wyliczenia razem z Ministerstwem Finansów. Dalej to jest już dyskusja parlamentarna - tłumaczył szef resortu pracy.

Jednak zdaniem protestujących dzisiejsza konferencja ministra pracy była "doskonałym przykładem dalszego ciągu niezrozumienia protestu przez rząd".

Rodzice zapowiadają więc zaostrzenie protestu. Twierdzą, że w poniedziałek pod Sejmem pojawi się kilka autokarów z opiekunami niepełnosprawnych dzieci. Mają oni dołączyć do trwającego od środy protestu.

Obecnie rodzic, który sam opiekuje się niepełnosprawnym dzieckiem w domu, otrzymuje 153 zł zasiłku pielęgnacyjnego na dziecko i 820 zł zasiłku pielęgnacyjnego dla rodzica z tytułu całkowitej rezygnacji z pracy. Renta socjalna dla dorosłej osoby niepełnosprawnej wynosi 611 zł.

(abs)