​Archeolodzy z Polski i Ukrainy protestują przeciwko wystawie prezentowanej w Szczecinie. Na Zamku Książąt Pomorskich przez najbliższe 10 miesięcy można oglądać biżuterię, broń i ceramikę z Ukrainy z prywatnej kolekcji stworzonej przez dwóch tamtejszych biznesmenów.

​Archeolodzy z Polski i Ukrainy protestują przeciwko wystawie prezentowanej w Szczecinie. Na Zamku Książąt Pomorskich przez najbliższe 10 miesięcy można oglądać biżuterię, broń i ceramikę z Ukrainy z prywatnej kolekcji stworzonej przez dwóch tamtejszych biznesmenów.
Zamek Książąt Pomorskich /Marcin Bielecki /PAP

Listy z protestami do szczecińskiego Zamku wysłał Związek Archeologów Ukrainy. Pochodzenie prezentowanych w Szczecinie zabytków budzi - delikatnie mówiąc - wątpliwości. Wszystkie przedmioty z muzeum "Platar" pochodzą z nielegalnych wykopalisk archeologicznych zakazanych przez ukraińskie prawo. Ich publiczne eksponowanie jest więc niezgodne z zasadami ochrony dziedzictwa archeologicznego i kulturowego. Na terenie Ukrainy liczne są przypadki rabunku zabytków archeologicznych przez tzw. czarnych archeologów. Zniszczenia kurhanów, dawnych osad i miast są efektem wzmożonych działań prywatnych kolekcjonerów, którzy finansują te nielegalne poszukiwania, by stać się właścicielami pochodzących z nich "łupów". Przynosi to ogromne straty państwu ukraińskiemu - można przeczytać w liście. 

Do protestu przyłączyło się Stowarzyszenie Naukowe Archeologów Polskich. Naukowcy domagają się zaprzestania prezentacji zabytków do czasu dokładnego wyjaśnienia skąd one pochodzą. Mamy olbrzymi problem z poszukiwaczami skarbów na własną rękę, którzy niszczą stanowiska archeologiczne. Archeologom więcej mówi sytuacja, w jakiej znajdowany jest artefakt, niż sam wykopany z ziemi przedmiot - tłumaczy Alina Jaszewska Ze Stowarzyszenia Naukowego Archeologów Polskich i współautorka listu do dyrekcji szczecińskiego Zamku.

Dyrektor Zamku Barbara Igielska oba protesty otrzymała. O wyjaśnienia poprosiła kuratorów ukraińskiej kolekcji "Platar". Jej właściciele - dwóch ukraińskich biznesmenów - twierdzą, że skupowali zabytki, aby uchronić je przed zniszczeniem i wywiezieniem, zwłaszcza po upadku ZSRR. Ich kolekcja jest rzeczywiście imponująca. Najstarsze przedmioty pochodzą z VI wieku przed naszą erą. Wrażenie robi chociażby bogaty zbiór złotej biżuterii. Wszystko jest dobrze zakonserwowane. Moim zdaniem, to, że zbiory trafiły w ręce dwóch mecenasów, jest dobre dla tej kolekcji. To lepsze rozwiązanie, niż gdyby miały zostać gdzieś wywiezione, rozproszone po świecie - mówi dyrektor Igielska. Jak dodaje, nie ma podstaw do tego, by mogła wątpić w legalność pochodzenia zbiorów. Ukraińskie muzeum ma zgodę Ministerstwa Kultury Ukrainy na prezentowanie kolekcji w Europie. Tę samą wystawę z resztą w Muzeum Narodowym w Warszawie otwierali prezydenci Kaczyński i Juszczenko - mówi Barbara Igielska.

Już wtedy protestowały środowiska archeologów. Wystawa kolekcji "Platar" w Warszawie w 2008 roku wywołała wielki skandal. Doprowadziła do protestów polskiego środowiska zawodowego, w tym Stowarzyszenia Naukowego Archeologów Polskich i wielu pracowników muzealnych, oraz wywarła negatywny wpływ na polsko-ukraińską współpracę w dziedzinie humanistyki. Zinterpretowana została jako uznanie i promocja przez Ukrainę nielegalnych wykopalisk archeologicznych niezgodnych z prawem międzynarodowym i - zwłaszcza - europejskim - piszą w liście archeolodzy z Ukrainy i dodają, że jest im przykro, że Zamek Książąt Pomorskich w Szczecinie ich zarzutów nie rozumie. Ochrona dziedzictwa archeologicznego, w szczególności zaś zapobieganie obiegowi zabytków archeologicznych wydobytych nielegalnie, to nie tylko kwestia szlachetnej idei, ale również część zobowiązań międzynarodowych podjętych przez Ukrainę wraz z ratyfikacją różnych międzynarodowych dokumentów. Szkoda, że podobne nieprzestrzeganie reguł cywilizowanych krajów utrudnia naszemu państwu drogę ku integracji europejskiej i naraża nas na śmieszność w oczach europejskich środowisk naukowych - czytamy dalej.

(az)