Ruszył proces dwóch mężczyzn, którzy chcieli zabić psa Barego z jednej ze wsi pod Olsztynkiem. Najpierw uderzyli zwierzaka siekierą, a następnie żywcem zakopali go w lesie. Czworonoga uratowali policjanci wezwani przez mieszkańców wsi.

Sprawa mieszańca Barego stała się głośna w całej Polsce. Zwierzaka chciało zabić dwóch mężczyzn, w tym właściciel czworonoga - Sebastian O. Zwyrodnialcy uderzyli psa obuchem siekiery w głowę, następnie żywcem zakopali go w lesie. Zrobili to, bo pies miał zagryźć króliki należące do jednego z mężczyzn - Mariusza J.

Pies przeżył dzięki policjantom, którzy po anonimowym sygnale przyjechali do wsi. Zaczęli wypytywać właściciela psa, ten w końcu się przyznał, że zabił zwierzę i zakopał w lesie. Pokazał policjantom miejsce, a gdy ci zaczęli odkopywać dół, w pewnym momencie pies zaczął dawać oznaki życia. Przewieziono go do weterynarza i dzięki temu przeżył.

Żądają dla oskarżonych kary bezwzględnego więzienia

Początkowo prokuratura wnosiła do sądu, by mężczyźni dobrowolnie poddali się i karze, proponując kary więzienia w zawieszeniu. Jednak sprzeciwiły się temu dwie organizacje ochrony zwierząt, których przedstawiciele występują w roli pokrzywdzonych w tej sprawie. Żądają dla oskarżonych kary bezwzględnego więzienia oraz ograniczenia wolności połączonego z pracą społeczną.

W wtorek oskarżeni przed sądem nie przyznali się do zarzucanych im czynów. Mariusz J. przyznał się jedynie do zadania psu dwóch ciosów, po których jak twierdził czworonogowi nic się nie stało, bo "wciąż stał na nogach". Natomiast Sebastian O. przyznał się jedynie do tego, że zakopał psa, gdy ten już był martwy. Współoskarżeni obwiniają się wzajemnie, twierdząc, że żaden z nich nie miał zamiaru zabić psa.

Zwierzak był w szoku

Weterynarz, do którego trafił Bary po pobiciu powiedział we wtorek przed sądem, że pies miał kilkanaście ran na głowie, w tym także głębokie cięte i tłuczone. Pies był w głębokim szoku, nie reagował na bodźce bólowe i jakiekolwiek sygnału z otoczenia - podkreślił weterynarz.

We wtorek sąd przesłuchał także świadków skatowania psa, mieszkańców wioski. Odroczył rozprawę do 29 kwietnia, kiedy to przesłuchani mają być policjanci, którzy prowadzili dochodzenie w sprawie psa.

Obecnie Bary ma się dobrze i znajduje się pod opieką policjanta, który uratował mu życie. Jak przyznaje prokuratura najbardziej poruszające było to, że gdy Bary, choć ciężko ranny, zobaczył swego właściciela, który był jego oprawcą, zaczął z radości merdać ogonem.

(mal)