Zamiast 100 tys., teraz tylko 52 tys. osób potrzebujących otrzymuje paczki z żywnością unijną w województwie łódzkim. Tak drastyczny spadek spowodowała biurokracja, bo nowe przepisy wymagają, aby osoba pobierająca pomoc, przedstawiła zaświadczenie z ośrodka pomocy społecznej, że nie przekracza kryterium dochodowego.

Zamiast 100 tys., teraz tylko 52 tys. osób potrzebujących otrzymuje paczki z żywnością unijną w województwie łódzkim. Tak drastyczny spadek spowodowała biurokracja, bo nowe przepisy wymagają, aby osoba pobierająca pomoc, przedstawiła zaświadczenie z ośrodka pomocy społecznej, że nie przekracza kryterium dochodowego.
Po wejściu nowych przepisów, banki dostają z góry ustaloną pulę żywności – niezależnie od tego, czy będą mieli gdzie to pomieścić /Agnieszka Wyderka /RMF FM

Przez tę biurokrację wiele organizacji, z którymi współpracujemy przy wydawaniu żywności, zrezygnowało z uczestnictwa w tym programie – mówi dyrektor łódzkiego Banku Żywności Wojciech Jaros. Dużo osób także wypadło z powodu ścisłych przepisów, dotyczących kryterium dochodowego. Wcześniej było tak, że my przekazywaliśmy paczki organizacjom takim, jak Stowarzyszenie Anonimowych Alkoholików i oni wiedzieli, kto pomocy najbardziej potrzebuje. Wtedy żywność była wydawana, niezależnie od tego, czy ktoś przekroczył o kilka złotych kryterium dochodowe, czy też mieścił się idealnie w założeniach programu. Teraz takiej możliwości nie ma - dodaje. Gdy obowiązywały stare przepisy, organizacje same decydowały o przyznaniu paczki; miały większą swobodę w wyborze beneficjentów. Aktualnie jest tak, że żywność może odebrać tylko osoba, która spełnia kryteria i przedstawi zaświadczenie, potwierdzone przez ośrodek pomocy społecznej.

Jestem chory i mam wykrytego raka, ale jeszcze opiekuję się 82-letnią mamą – mówi łodzianin, który jest klientem Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Niestety nikt mi nie proponował takiej paczki, bo mam rentę, a mama marną emeryturę, ale razem mamy pewien dochód i się nie kwalifikujemy. Bardzo chętnie skorzystalibyśmy z takiej pomocy – dodaje mężczyzna. Musimy sobie jakoś radzić we dwoje. Ciężko jest, ale trzeba żyć dalej - mówi.

Wydawanych paczek może być jeszcze mniej, bo łódzki bank żywności dostał tylko 50 tys. zł dofinansowania od miasta na cały rok działalności. Wychodzi na to, że miesięcznie mamy około 4 tys. zł na działalność, ale za sam magazyn płacimy 3 i pół tysiąca złotych czynszu – dodaje dyrektor Banku Żywności Wojciech Jaros. Do tej pory łódzka placówka rocznie wydawała potrzebującym około 5 i pół tysiąca ton żywności. Było to podzielone na 5 tys. paczek, przygotowywanych co dwa miesiące. Kiedyś beneficjenci otrzymywali około 60 kg żywności, teraz – około 80 kg. Znaleźliśmy taki sposób na rozwiązanie problemu z mniejszą liczbą odbiorców pomocy, żeby produkty spożywcze nie zalegały w naszym magazynie, ale służyły ludziom – wyjaśnia Jaros. Jedyna korzyść z tej sytuacji jest taka, że potrzebujący, dostają więcej żywności - uważa.

I jeszcze jedna zmiana: w poprzedniej edycji unijnego programu to banki żywności decydowały, ile produktów będą w stanie przyjąć i rozdysponować. Po wejściu nowych przepisów, banki dostają z góry ustaloną pulę żywności – niezależnie od tego, czy będą mieli gdzie to pomieścić. Łódzki bank żywności nie ma z tym problemu, ale są miejsca w Polsce, gdzie żywności jest po prostu za dużo. Tak jest w województwach: zachodnio-pomorskim, małopolskim i śląskim.

(mpw)