​Policja powiadomiła już o tragedii rodziny wszystkich uczestników wypadku w Klamrach koło Chełmna w Kujawsko-Pomorskiem. W nocy zginęło tam siedmioro nastolatków. Dwoje zostało rannych. Samochodem jechali młodzi ludzie z Chełmna i dwóch pobliskich miejscowości: Borówna i Bieńkówki.

Na policyjnym parkingu badany jest już wrak rozbitego samochodu. Policjanci wciąż ustalają przyczyny wypadku. Biegły wstępnie wykluczył jednak, że przyczyną tragedii mógł być zły stan techniczny pojazdu.

Auto wygląda przerażająco, zmiażdżony jest cały tył pojazdu. Już po tym widać, że nikt z siedzących w tym miejscu nie miał szans na przeżycie.

Agnieszka Sobieralska z policji w Chełmnie nie potwierdza jednak, że jedną z osób, która przeżyła jest kierowca. To wszystko musimy ustalić, aby się upewnić, kto siedział w chwili wypadku za kierownicą - tłumaczyła w rozmowie z reporterem RMF FM Kubą Kaługą.

W szpitalu w Grudziądzu przebywa 16-letni chłopak. Policjanci na razie nie mogli go jednak przesłuchać. Oprócz niego, tragiczny wypadek przeżyła także młoda dziewczyna. Wyszła już ze szpitala i jest pod opieką rodziców. Jak zeznała policjantom, nie pamięta jak doszło do wypadku. Twierdzi, że wtedy spała.

Żadne z dziewięciorga nastolatków, które jechały samochodem, nie miało prawa jazdy.

Wczoraj wieczorem cała grupa spotkała się u jednego z kolegów przy ognisku. Jak to młodzi ludzie siedzieli, bawili się. W pewnym momencie ktoś z nich wpadł na pomysł, żeby się przejechać samochodem. Stało się prawdopodobnie tak, że bez wiedzy i zgody opiekunów wzięli sobie auto, które stało na podwórku. W zasadzie wychodzi na to, że jeździli bez celu - mówiła Anna Sobieralska.

Policja apeluje, żeby na chełmińską komendę zgłaszały się osoby, które wiedzą, co działo się z dziećmi przed wypadkiem. Każda informacja na ten temat jest dla nas cenna. Chcielibyśmy dokładnie ustalić przyczyny i okoliczności tego wypadku - mówiła Sobieralska.

W miejscu, w którym doszło do tragedii już postawiono znicze.

(abs)