Z Jeziora Dywickiego pod Olsztynem wydobyto torbę z ludzkimi szczątkami. Nurkowie z Fundacji "Na Tropie" poszukiwali w tym miejscu ciała zaginionej w 1996 roku Joanny Gibner. Trzy tygodnie po ślubie 23-latkę zabił mąż. Nigdy nie zdradził, gdzie ukrył jej ciało. Przez lata utrzymywał najpierw, że Joanna zaginęła, potem że go porzuciła i wyjechała za granicę. Sprawa zabójstwa wyszła na jaw po latach, kiedy związał się z inną kobietą. Mężczyzna został skazany za zabicie żony, wyrok odsiedział w więzieniu, a następnie wyjechał do Anglii, gdzie zmarł. Teraz wszystko wskazuje na to, że 24 lata po zniknięciu Joanna Gibner została odnaleziona.


Jak poinformował dziennikarzy prezes Fundacji "Na Tropie" Janusz Szostak, wszystko wskazuje na to, że odnaleziono szczątki zaginionej przed 24 laty dziewczyny. Według niego, w wydobytej z dna jeziora torbie zachowały się m.in. fragmenty odzieży - swetra, spodni i charakterystyczny pasek. Jak przekazał, w ocenie obecnej na miejscu matki Joanny Gibner ta garderoba mogła należeć do jej córki.

Torba ze szczątkami znajdowała się około 40 m od brzegu na głębokości trzech metrów. 

Na miejscu jest prokurator i policjanci, w tym technik kryminalistyki i grupa dochodzeniowo-śledcza, która ma zabezpieczyć materiał procesowy. Jak poinformował podkom. Rafał Prokopczyk z olsztyńskiej policji, szczątki zostaną przekazane do dalszych badań laboratoryjnych po to, żeby "ustalić DNA i przypisać je do danej osoby".

Joanna Gibner zaginęła w 1996 roku. Miała wtedy 23 lata. Trzy tygodnie wcześniej wzięła ślub z mieszkańcem podolsztyńskich Dywit Markiem W. Znała go zaledwie kilka tygodni. Już w czasie przyjęcia weselnego mąż i teściowa szarpali dziewczynę i popychali. Joanna skarżyła się też matce, że mąż ją poddusza.

O zaginięciu Joanny poinformował jej mamę mąż. Twierdził, że Joanna nie wróciła na noc do domu. Angażował się w poszukiwania, m.in. wystąpił w programie telewizyjnym o zaginionych. Nagrał emisję tego programu na wideo, a kasetę z nagraniem podpisał "Telewizyjny debiut Marka".


Jak się po latach okazało, jego znajomi wysyłali też z zagranicy kartki podpisane "Joanna". Zaginiona dziewczyna miała w nich rzekomo informować, że poukładała sobie życie na nowo.

Po kilku latach od zaginięcia żony Marek W. związał się z Emilią F. - miał z nią dwoje dzieci. Pewnego dnia przerażona kobieta przyszła na policję. Twierdziła, że boi się o swoje życie, bo partner ją bije, a przed laty zabił żonę - Joannę Gibner. Emilia F. powiedziała też, że brat męża, który pomagał zatopić zwłoki Gibner, szantażuje Marka W. tą wiedzą.

W śledztwie okazało się, że oprócz braci W. o zbrodni wie jeszcze kolega Marka - Tomasz H., który pomagał przewozić zwłoki w torbie. Zatrzymani bracia W. zeznali, że torbę z ciałem obciążyli złomem i zatopili w Jeziorze Dywickim. Brat Marka narysował nawet prowizoryczną mapę tego miejsca. Ale nie udało się zweryfikować ich zeznań.

Marek W. odsiedział za zamordowanie żony wyrok, wyszedł z więzienia i zmarł w Anglii. Nie wiadomo, co zrobił z ciałem Joanny. Jego brat i Tomasz H., którzy prawdopodobnie wiedzą, co się stało ze zwłokami dziewczyny, nie chcieli tego ujawnić ani matce, ani poszukiwaczom.